Zeskoczyłem z gigantycznego Sulga, a czarnowłosy za mną. Nie miałem zielonego pojęcia gdzie iść, na bagna to wiadomo, ale miałem inne plany. Z pomocą przyszedł mi głupi pomysł. Znaczy, na początku wydawał się być zabawny, mianowicie: udać się do groty małych pijawek (które swoją drogą małe nie są) - stworzeń podobnych do nietoperzy, jednakże żywiących się krwią i zbierającą różne błyskotki. Nie pamiętam jak dokładnie się nazywały, ale wiedziałem jedno. Niektóre skarby były tam doprawdy zapierające dech w piersiach i warto było się tam wkradać. No chyba, że się chciało stracić życie, to normalnie też można było wejść.
- Dokąd idziemy? - spytał, zauważając zboczenie z kursu na bagna.
Uciszyłem go tylko, wskazując palcem na grotę z szerokim uśmiechem. Spojrzał na mnie pytająco, a ja w ten czas skierowałem się do groty stąpając doprawdy cichutko po podłożu. O tej porze stworzonka te, urocze acz mordercze, spały. Błękitnooki obserwował mnie niezbyt rozumiejąc o co chodzi, a ja po prostu wkradałem się najciszej jak potrafiłem, by nie zakłócać panującej wewnątrz ciszy. Mrok nie przeszkadzał mi w widzeniu, bo jak to na łowcę przystaje, trzeba umieć widzieć w ciemności. Rozglądnąłem się po ścianach, istoty te spały typowo jak nietoperze, dlatego byłem praktycznie na czworaka by któregoś nie uderzyć. Na szczęście Noc robił to samo. Zauważyłem jak kilka tych potworów spało w kącie na ziemi, był to kąt położniczy, tak go nazwałem. Tam zawsze, bo nie pierwszy raz tutaj jestem, znajdowały się jaja, a przy nich strażnicy i matka. Razem je ogrzewali, aby młode mogły się wykluć. Fart, że nie trafiliśmy na okres, w którym to oni konkurowali między sobą, wtedy do groty nie wolno było się zbliżać, były agresywne, a teraz praktycznie są uśpione, zajęte inkubacją. Uważałem aby nie potknąć się na jakimś kamyczku, a nawet i go kopnąć, najmniejszy huk mógłby je zbudzić. W końcu mym oczom ukazała się kupa skarbów. Rozglądnąłem się jeszcze po bokach czy któryś z nich nie śpi, upewniwszy się, że jest " bezpiecznie", podszedłem do łupu. Machnąłem ręką dając znać brunetowi, iż może podejść. Ten z oczami niczym pięć złoty podszedł do tej sterty i chwycił pięknie ozdobiony miecz, z wygrawerowanymi runami. Należał do jednego z najlepszych łowców i to najbardziej znanych ze zbrodni nad magikami. Widać musiał się opić, a któryś ze stworów wykorzystał okazję i capnął miecz. Cenny był i to jak cholera, chyba jedna z najdroższych rzeczy, które się znajdowały na tej kupie. Ostrożnie wziąłem sztylety, tak by nie narobić huku, gdy tylko pociągnąłem go usłyszałem dźwięk monet odbijających się od siebie. Zerknąłem na Noca, a ten zadowolony jak dziecko wyszczerzył się do mnie.
- Ups?
- Kurwa - jęknąłem tylko i nie zwlekając złapałem go za kaptur i biegiem ruszyłem w kierunku wyjścia. Skrzek istot był coraz to głośniejszy, czyli coraz więcej się budziło. Latały nad naszymi głowami, dlatego trzeba było być pochylonym by nam głowy swoimi szponami nie urwały.
Ścigały nas to jedno, drugie, znały nasz zapach więc kryjówka w krzakach odpadała. Zostało nam jedno miejsce by przeżyć, błoto z Sulgami. Tam było bezpiecznie, w miarę, Sulgi są łagodne więc nad nie pogryzą. Złapałem Noca ręką, którą uprzednio targałem go za kaptur, w pasie. Wręcz rzuciłem się z nim do masy błotnej wstrzymując oddech. Nie było nie wiadomo jak głęboko by się utopić, ale było wystarczająco by się ukryć. Słychać było skrzeczenie i piski, byli tutaj. Czułem jednak iż błoto mam dosłownie wszędzie, w uszach, bieliźnie i butach. W myślach zastanawiałem się jak mam zamordować tego pacana, miał być cicho, a rozpierdolił całą stertę złota. Runęła niczym domino. Po minucie wynurzyłem się ciągnąc wyższego za sobą. Wydawał się być ledwo żywy, albo obrzydzony faktem wylądowania w błocie. Usiadłem na brzegu odgarniając błoto z oczu, nosa i ust.
- Mało brakowało a bylibyśmy martwi, musiałem wyciągać akurat ten miecz? Nie mogłeś jakoś się do niego dobrać tylko tak barbarzyńsko pociągnąć ? - spojrzałem na niego z wyrzutem.
Czarnowłosy wywrócił oczami siadając obok, dzierżąc dumnie zdobyty łup w ręce. Nadąłem tylko policzki łapiąc go za ramiona i wciskając cały jego tułów do błota. W momencie, kiedy chciał coś mówić, więc byłem usatysfakcjonowany. Puściłem Noctisa po dosłownie chwili, może maksymalnie dziesięciu sekundach.
- Dobra, chodźmy na bagna, tam da radę się oczyścić i ogrzać - mruknąłem wstając i ruszając już w odpowiednim kierunku. Nie patrzyłem na niego, ale obstawiałem, że mordował mnie wzrokiem. Westchnąłem cicho czując nieprzyjemny chłód. No tak, błotko, a ciepłe zbiorniki bagienne, spora różnica, oj tak, tam skóra odżywała i było przyjemnie ciepło. Szkoda, że strumyk płynący w pobliżu nie był równie ciepły jak one, ale to nie przeszkadzało, przynajmniej można było się oczyścić po tym zabiegu pielęgnującym ciało.
< Noooooc? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz