28.07.2017

Od Felixa do Astarotha

Sprawdziłem zegarek, było parę minut po północy, ale ja po prostu nie mogłem już wysiedzieć w tym cholernym domu. Zdecydowanie nie nadawałem się do siedzenia w zamknięciu, a co najgorsze byłem w Domu jedynym Zielarzem. Nikt mnie nie rozumiał i zawsze kiedy mówiłem o wyjściu z domu wszyscy odsyłali mnie mówiąc, że tam jest dla mnie zbyt niebezpiecznie. Chodziłem już prawię po ścianach, dlatego postanowiłem wyjść z pokoju. Ruszyłem na dół i zauważyłem, że w kuchni pali się światło, więc wszedłem do niej niepewnie. 
- Noc? Co ty robisz tu o tej godzinie? - zapytałem sztucznie zaspanym głosem. 
Brunet zerknął na mnie przez ramię i wzruszył ramionami. 
- Robię kanapki, nie widać? - odparł również pytaniem.
Nadąłem policzki, zdecydowanie nie zadowalała mnie ta odpowiedź. Ani ociupinkę. Chciałem z niego wyciągnąć dużo więcej. 
- Ale po co? - zapytałem dziecinnie.
Podszedłem wolno i zerknąłem mu przez ramię wychylając się mocno w bok.  
- Bo wychodzę i prawdopodobnie zgłodnieję - wyjaśnił ignorując mnie. 
Niezbyt mi się to spodobało, ale nie miałem zamiaru być dla niego wrednym, bo wiedziałem, że wtedy nic mi nie powie. 
- Gdzie wychodzisz? - znowu rzuciłem w niego pytaniem, niczym nadpobudliwy trzylatek. 
- Na spacerek. Umówiłem się - odparł zbierając kanapki do plecaka. 
Nagle w mojej głowie zaświeciła się jakby lampka, no tak! To była jedyna osoba, która na pewno by mnie tam zabrała. Nie mogłem przegapić takiej szansy. Zobaczył jednak ekscytację malującą się na mojej twarzy i pokręcił głową przecząco. 
- Nie ma takiej opcji - odpowiedział na jeszcze nie zadane pytanie. 
Znów naburmuszyłem się obrażony. Mnie nie zabierze? Nie ma takiej opcji. Wiedziałem, że mam na niego parę haków, ale wolałem zacząć od czegoś przyjemniejszego. 
- Proszę... zabierz mnie, pomogę Ci z tymi roślinkami pod łóżkiem - zadeklarowałem, bo byłem powiem, że sam nie da rady. 
Popatrzył na mnie chwilę, po czym uśmiechnął się przebiegle. Także uśmiechnąłem się, ale w nieco bardziej przyjazny sposób. 
- Dobrze, ale tylko na chwilę i nie odchodź daleko od portalu, jasne? - zapytał, chyba miał jakiś plan, ale mnie to nie obchodziło. 
Liczyło się tylko to, że wyrwę się z tego wariatkowa. 
- Absolutnie! - odparłem z szerokim uśmiechem. 
Pół godziny później byliśmy już w lesie na dość sporej polanie. 
- Pamiętaj, jeśli ktoś zobaczy twoje tatuaże jesteś martwy, jeśli ktoś zobaczy twoje moce jesteś martwy, najlepiej w ogóle z nikim nie rozmawiaj, ani nikomu się nie pokazuj - poinstruował mnie brunet. 
Pokiwałem twierdząco głową z szerokim uśmiechem. Usiadłem na ziemi po turecku i przesunąłem pacami po ziemi zadowolony. Po chwili mój opiekun oddalił się na umówione spotkanie, a ja zostałem sam. Nie miałem zamiaru się jednak nigdzie iść, a po prostu siedzieć tak i napawać się otoczeniem. To mi w stu procentach wystarczyło. Nie mogłem jednak w spokoju siedzieć tak nawet kilkudziesięciu minut, bo z rozmyślań wyrwał mnie szelest zarośli. Podniosłem wzrok, a moim oczom ukazał się wysoki brunet, który właśnie wchodził na polanę. Zmierzyłem go wzrokiem, byłem pewny, że jest łowcą. No cóż... łowca czy nie, nie ważne. Uśmiechnąłem się do niego uprzejmie. Zatrzymał się w pierwszej chwili nie wiedząc co zrobić, pewnie przypominałem halucynacje. Wolno podniosłem się z ziemi i otrzepałem spodnie. 
- Dzień Dobry - przywitałem się pokazując szereg białych zębów. 

< Ash?>

Felix Antony Evans

Właściciel: karolina230301

Zielarz
17 lat



Charakter: Fel przy pierwszym spotkaniu daje wrażenie małej, skaczącej pchełki i to określenie najlepiej go opisuje. Jest bardzo żywiołowy i energiczny, cały czas wszędzie go pełno. Na jego ustach często gości wesoły uśmiech, który znika tylko, kiedy odczuwa emocje negatywne, takie jak strach czy smutek. Nie lubi być ignorowany i potrafi zrobić bardzo dużo by ktoś zwrócił na niego uwagę, jeśli tylko zechce. Pod tym względem jest jednak trochę hipokrytą, bo jemu samemu niejednokrotnie zdarza się ignorować osoby, które go nie zaciekawią. Jest trochę jak zwierzątko – jeśli już do Ciebie podejdzie to się nie odczepi, no ale najpierw musi chcieć podejść. Łatwo go zdenerwować lub zirytować, a wtedy obraża się jak małe dziecko, oczywiście tylko na chwilę. Często widać, że pozuje na śmieszne, głupiutkie dziecko, jednak jest inteligentny. Zachowuje się jak słodkie, małe niewiniątko, które o niczym nie ma pojęcia by osiągnąć swój cel. Felix psychicznie jest dość kruchy, kiedy sytuacja go przerośnie, zwyczajnie nie wie jak zareagować, po prostu zamyka się w swoim kokonie i odcina od otoczenia.  Jest bardzo wierny przyjaciołom. Rzadko pokazuje coś więcej niż swoją prze kolorowaną wersję.


Aparycja: Felix to drobny, niski chłopak (164 cm), którego mięśnie są tylko lekko zarysowane. Jego cera jest dość blada, więc każdy siniak czy inne przebarwienie jest idealnie na niej widoczne. Na rękach zaczynając od zewnętrznej części dłoni i kończąc na barku, a także od górnej części stopy, w górę po udzie i w kierunku kręgosłupa, a potem wzdłuż niego złączając się z tymi z rąk ma tatuaże przypominające winorośl, które zazwyczaj skrzętnie chowa pod bandażami. Pną się one dookoła niczym prawdziwe rośliny. Posiada włosy w naturalnie czerwonym kolorze, który czasem podchodzi pod rudy, ale generalnie mówi się o tej barwie „czerwień”. Ma młodą twarz o delikatnych, nieco dziecięcych rysach, co podkreśla także zadarty nosek. Jego oczy są intensywnie niebieskie i bardzo łatwo w nich utonąć. Ubiera się prosto, biała koszula, czarne spodnie, czasem peleryna, czyli  jak większość magów mieszkających w Domu.

Opis Mocy Głównej: Tzw. Zielarzem. Tak nazywany jest ten typ magii, pochodzi on od mocnego zżycia się tych magów z roślinnością. Mogą ją kontrolować, przyspieszać jej wzrost, ale także przekazać jej życie lub zdrowie komuś innemu. Jeśli Zielarz jest chory las wokoło także jest chory. Wszystkie rośliny nagle z dnia na dzień usychają i nie da się ich już uratować. Magowie ci są nieco niczym pani wiosna, jeśli chcą, przejdą boso, a za nimi pojawia się łąka. Duże znaczenie mają dla nich kwiaty zwane Smoczymi Liliami, albo bardziej potocznie Łzami Bestii. Bardzo ciężko znaleźć spokojnie żyjącego Zielarza bez tegoż kwiatka w doniczce lub ogródku. Kiedy las cierpi lub jest zatruwany Zielarz zaczyna kaszleć jak typowy rzucający palenie, nie może on żyć w takim miejscu, ponieważ czepie on z niego siłę. Jest to pewien rodzaj symbiozy między nim, a otoczeniem. Co dziwne, kiedy żyje w mieście nie ma już z zatruciem powietrza problemu. Każdy Zielarz posiada charakterystyczne tatuaże wyglądające jak winorośl, które idą przez cały kręgosłup, a potem ręce i nogi, oplatając je.

Moce Słabsze: Hipnoza, Telepatia, Telekineza

Historia: Urodził się w zupełnie innej części kraju, gdzie jest o wiele cieplej. Mieszkał z rodzicami w wiosce, którą zazwyczaj omijały wszystkie nieprzyjemności. Magowie współpracowali w niej z ludźmi, docierało do niej bardzo mało propagandy, dlatego kiedy ujawniła się jego moc mógł kontynuować tradycję Zielarzy, jego ojciec nauczył go wszystkiego, co jego zdaniem powinien umieć. Kiedy skończył dwanaście lat do jego wioski wpadło kilku Łowców, uratował się jako jeden z nielicznych i trafił do tamtejszego Domu. Przebywał tam rok, ale później odkryto tam magów. Przeniesiono go razem z kilkoma innymi osobami do tego domu i póki co żyje mu się tu dość dobrze, jednak przez te przeżycia jest nie najlepiej nastawiony do Łowców.

Zainteresowania: Najbardziej chyba interesują go relacje międzyludzkie, inny ludzie, ich zachowanie. Kiedy ma zostać sam w zasadzie nie ma czym się zająć. Lubi zarówno wodę, jak i spacery po lesie, jednak często musi z nich rezygnować przez stan wojenny.

Ciekawostki: 
- Lubi słodycze, da się go wręcz nimi kupić
- Bardzo dobrze dogaduje się ze zwierzętami
- Średnio, a nawet słabo czyta i czasem zdarzają mu się wpadki językowe
- Hoduje w pokoju Smoczą Lilię
- Nie lubi zapachu dymu i alkoholu
- Nie przepada za ogniem

27.07.2017

Astaroth Benedict Heathens

"Dobro wygrywa tylko wtedy, kiedy ma szczęście, by służyły mu takie skurwysyny jak ja."

Właściciel: asiasss

Przedstawia się jako Ash | Benny | Szajbus | Tańczący na Zgliszczach
23 lata
Mistrz: Satrian


Główna broń: Tak zwane "Jelenie rogi" z runami naturalnie
Dodatkowo posługuje się ostrzami do rzucania.

Charakter: Podobno najważniejsze jest pierwsze wrażenie, a jakie robi ten chłopak? Jak najgorsze. Ash to Bestia bez swojej Pięknej. Taki słodki, że aż wcale. Gdy ludzie o nim mówią określają go mianem popieprzonego aroganckiego dupka. Bezwzględnego, irytującego swoją osobowością gnojka, którego ciężko zdominować, bądź wprawić w niepewność. To chłopak o silnej psychice, ciężko się z nim przebywa. Drań bez serca, typ kobieciarza, na swój sposób całkiem czarującego. Bardzo bezpośredni (czasem aż nazbyt), który mówi co ma na myśli i często to wredne i chamskie słowa. Każdy kto go poznał bliżej uważa, że to typ sadysty, a żeby z nim wytrzymać, to trzeba być chyba masochistą. Sam głównie gada, rzadziej wybiera rozwiązania siłowe. Jest "trochę" nieprzewidywalny i niebezpieczny. Stąd "Tańczący na Zgliszczach". Ma samobójcze pomysły. Staje się irracjonalny gdy czegoś chroni. A poświęca się tak dla rodziny. Nie chcę stracić już nikogo. Działa impulsywnie, chociaż zawsze udaje mu się jakoś wybrnąć. Uwielbia dreszczyk adrenaliny, w kłopoty pakuje się częściej niż można by było przypuszczać. Zadziera z tymi co nie trzeba i wraca poobijany lub poszarpany. Może być to spowodowane, robieniem sobie z innych wrogów. Jest jednak dobrą osobą. Zaskakujące prawda? Inteligentny, bystry, o złotym sercu, otoczonym murem realista. Dzięki temu ze wszystkich sytuacji wychodzi obronną ręką. Jest zamknięty w sobie, mimo pozorów jakie stwarza. Gra wyluzowanego, złego chłopca. Ma poczucie humoru i jest sarkastyczny. Czasem mu odwala, jest zabawny na swój sposób. Jest również ze sobą całkowicie szczery. Wie co sobą reprezentuje, ile potrafi. Nigdy nikogo nie lekceważy, chodź można odnieść czasami mylne wrażenie. Nigdy nie robi z siebie bohatera, ani nie uważa że jest super. Mimo że zachowuje się jak człowiek z wysoką samooceną, wcale tak nie jest. Potrafi się zachować jak trzeba i jest bardzo wymagający względem siebie i innych. Jest coś jeszcze... Ash zazwyczaj bierze winę na siebie. Nie przejmuje się swoją reputacją, która jest dość marna. Gardzi tchórzami sam idzie na pierwszy ogień. Szalenie uparty i wytrwały. Hardy. Będzie szedł do celu jaki sobie postawi. Chłopak z problemami, sekretami i winą. Jednak jego powłoka jest tak szczelna, że nie zobaczysz nawet cienia prawdy, póki sam ci jej nie powie.

Aparycja: Ma w sobie coś co przyciąga wzrok. Może po prostu ma w sobie coś charakterystycznego? 186 cm niepohamowanego wojownika. Kruczoczarne włosy okalają całkiem przystojną twarz młodego łowcy. Ciemne oczy w barwie nieba nocą, głębokiego granatu niczym dwa drogie klejnoty posyłają pewne siebie spojrzenie. Na twarzy zawsze ma uśmieszek, chyba że sprawa wymaga większego skupienia. Należy do osób których oryginalny uśmiech zupełnie zmienia wyraz twarzy. Jakby zza chmur wyszło słońce. Jednak ten nie pokazuje się praktycznie nigdy. Gdy spojrzymy niżej zobaczymy szczupłą i atletyczną budowę chłopaka. Prawda jest taka, że bardzo często oddaję się treningom. Lubi czuć ciężar ostrza w ręce. Na lewym boku oraz lewej ręce ma ledwo już widoczne blizny. Jego ubranie jest różne, ale dopasowane. Trudno go dogonić, przez długie nogi. Nosi zazwyczaj dopasowane ubrania, nie krepujące ruchów oraz wysokie buty na wiele klamerek. Lubi również chodzić bez koszulki, szczególnie gdy ćwiczy albo od tak po prostu. 

Rodzina: Żyjąca? Brat i siostra. Młodsi. Również łowcy.
Partnerka: Tyko na jedną noc. Nie bawi się w trwałe związki.

Historia: Ash nigdy nie był dzieckiem szczęścia. Zawsze gdy coś zyskiwał, szybko to tracił i to chyba w najgorszy możliwy sposób. Wszyscy umierali. Rodzice, przyszła narzeczona, przyjaciele i towarzysze, wszyscy padali jak muchy, a Ash powoli pogrążał się w mroku. Jak to możliwe? Zaczął zdawać sobie z czegoś sprawę. Poczuł się winny. Marny syn, beznadziejny narzeczony, towarzysze ginący przez jego pomysły. Sam został zmuszony do zabicia najlepszego przyjaciela. Uwierzył w to, że wszyscy którzy się do niego zbliżają po jakimś czasie zostaną zabici albo popełnią samobójstwo, więc dał sobie spokój. Stworzył siebie takiego jak jest teraz, by ochronić i siebie i innych. Żył sobie a to ucieczka, a to kradzież, drobne przestępstwa, bójki, aż kogoś zabił. Nie chciał tego. Został oszukany, ale kogo to obchodzi? Dostał się do innej rodziny, cioci i wujka. Ale Ash gryzł ludzi na których polegał, jak wściekły pies. Nikt nie potrafił sobie z nim poradzić. Po zaledwie pięciu dniach podjęto decyzję, że nie dadzą mu więcej czasu i czas by wysłać całą trójkę do klasztoru. Miejsce dla łowców. A jego ojciec był przecież łowcą. Tak właśnie przywędrował by się szkolić. Można się domyślić, że i tam na początku nie był posłuszny i żadne prośby ani groźby nie potrafiły do niego dotrzeć. Póki nie przemówiło rozwiązanie siłowe. Jak dostał wycisk od Satriana, dostrzegł swoje słabości jak i błędy. Z czasem nabrał szacunku do nauczyciela, słuchał jego rad, zamiast się burzyć, chociaż przez jakiś czas musiał mieć indywidualne nauczanie, sprawiał zagrożenie dla siebie i innych. Teraz jest łowcą i bardzo się cieszy z tego powodu.

Informacje dodatkowe:
Głos (Three Days Grace - Animal I have become) || Ma sokoła - Szeolita - oraz gniadego ogiera - Piołuna || Jego pupile reagują na gesty i słowa właściciela || Lubi dobre alkohole || Nie przepada za kotami. To okrutne, nielojalne zwierzęta, wyczulone na fałsz. || Wariuje w pomieszczeniach gdzie nie ma okien. Przerażają go takie miejsca, zaczyna się dusić. || Boi się trochę głębokości. Patrzenia w bezdenne urwiska lub ciemne głębokie studnie. || Ciekawią go stare wierzenia, okultyzm, demonologia, magia || Nie cierpi marionetek, w każdym tego słowa znaczeniu u lalek. Jak mu taką dasz, najpierw ci tą lalką nawsadza w łeb, a później odrzuci z obrzydzeniem. || lubi wysokie miejsca z których może obserwować, wybiera się  tam nawet w burze || nie lubi grzybów || Ma tylko wąską grupę przyjaciół, którzy go wspierają i są skorzy za niego walczyć || Często skraca imiona i nadaje przezwiska || Do kobiet często zwraca się: skarbie, kwiatuszku, złotko, kochaniutka i tym podobne wyrażenia || Lubi wiśnie, w każdej postaci.|| Leworęczny, ale bronią uczy się posługiwać na obie dłonie. ||


"I think there's a flaw in my code
These voices won't leave me alone
Well my heart is gold and my hands are cold."



Od Noctisa c.d. Arachne

Nie ma to jak szukać przyjaciela, a spotkać jakąś rozwrzeszczaną łowczynie. Po prostu świetnie.
- Chyba przyda ci się pomoc - stwierdziłem obserwując dokładnie jej poczynania.
Nie spodobało mi się, że wyciągnęła broń, jednak po prostu uniosłem brwi niewzruszony. Na szczęście w dłoni po prostu trzymała sztylet, nie posiadał on run, więc za wiele nie mógł mi zrobić.
- Ej, spokojnie - odparłem znów unosząc ręce w geście poddania.
Zmierzyła mnie czujnym wzrokiem, potem zerknęła na konia, w reszcie skinęła głową twierdząco.
- W sumie to potrzebuję pomocy, sama nie dam sobie z nim rady - odparła po chwili.
Uśmiechnąłem się szeroko. Tak, stanowczo to był bardzo głupi zbieg okoliczności, że też musiałem na nią wpaść.
- Myślę, że lepiej natychmiast będzie to nastawić. Potem może być gorzej - powiedziałem podchodząc wolno do zwierzaka, jednak też zarżnął i próbował się ode mnie odsunąć.
No tak. Ja kocham zwierzęta, one kochają mnie, świetna wymiana. Poleciłem dziewczynie nieco go uspokoić, a sam przysiadłem na piętach koło jego chorej nogi. Było trochę ciężko wskoczyć kością w dobre miejsce, jednak udało mi się to przez wprawę. Nie raz musiałem już nastawiać komuś kończyny po treningach i miałem tego już pomału dość. Widziałem, że zwierzak jest niespokojny, więc osunąłem się, chciałem wstać, kiedy nagle koń zasadził mi porządnego kopa w brzuch. Na chwilę zabrakło mi tchu. Poczułem jak w oczach mimowolnie zbierają mi się łzy. Skubany miał kopa. Zaczerpnąłem głębiej powietrze, na pewno nie obejdzie się bez paru złamanych żeber. Dopiero wtedy dziewczyna jakby się ocknęła.
- Rany, żyjesz? - zapytała patrząc na mnie z przerażeniem.
Pokiwałem głową. Podniosłem się z klęczek i odsunąłem się od zwierzaka, który od razu się uspokoił.
- Zwierzęta mnie nie lubią, ale już jest okej - odparłem ze słabym uśmiechem.
Musiałem podeprzeć się o drzewo by się nie przewrócić.
- Zabrać go z powrotem będziesz musiała sama, polecam to obłożyć lodem - powiedziałem.
Ból nieco zelżał stał się bardziej pulsujący, a nie tak duszący jak na początku. Wchłonąłem krew, która zaczęła się zbierać pod moją skórą tworząc pokaźnego siniaka, tak by nie było go widać.

< Arachne? Sorka, że takie krótkie>

Od Noctisa c.d. Andreasa

Dzień jak co dzień, nuda w domu, mały spacer i w końcu Andy udający latającą wiewiórkę skaczący  ci na plecy. Czego chcieć więcej? Może niezłamanego kręgosłupa. Wstałem korzystając z pomocy. Usłyszałem szczęk w plecach, jednak chwilę później już wszystko było okej. Na szczęście chyba nic mi tam nie poprzestawiał.
- Czuję, że warzysz mało, a wtedy też ważyłeś mało - odparłem, na co mój przyjaciel nieco się naburmuszył - Może dałbyś się wyciągnąć na jakiś obiad?
Było koło trzeciej po południu i w sumie do byłem głodny, a wypad do wioski nie wydawał się głupim pomysłem. W szczególności, kiedy miałem łowce po swojej stronie.
- Jasne, czemu nie? - odparł, znów z normalnym wyrazem twarzy.
Ruszyliśmy w kierunku wioski. W lesie było cicho, tylko raz na jakiś czas słychać było głos jakiegoś zwierzęcia gdzieś w oddali. Wyszliśmy w wiosce parę minut później. Jak zawsze o tej godzinie na ulicy panował ruch. W tej wiosce nawet kilkoro ludzi na ulicy to już było całkiem spoko, teraz zebrało się nawet kilkudziesięciu. Po paru minutach weszliśmy do jednego z barów. Nie wyglądał zbyt ciekawie, ale był najlepszy w okolicy, nie licząc jeszcze małej restauracji dla bogaczy, w której zazwyczaj jedli jacyś łowcy. Andy pewnie nie nalegał na nią, żebym nie czuł się tam speszony i bardzo dobrze. Speluna, w której się znaleźliśmy była prawie pusta, więc zajęliśmy pierwszy lepszy stolik z brzegu. Nie było tam zbyt wiele do wyboru. Raczej to, co się złapało w ręce szefowi kuchni i akurat było w garze. Zaczęliśmy więc rozmawiać czekając na przyjście kelnerki.

26.07.2017

Od Andreas'a C.D. Noctis'a

Szliśmy w ciszy, w każdym bądź razie nam ona nie przeszkadzała. Odprowadzałem Noc'a do miejsca, w którym się spotkaliśmy tak na wszelki wypadek, by nie wszedł w pułapki. Zatrzymałem się nagle, słysząc swego rodzaju piskanie małego pisklątka, a raczej tak je kwalifikowałem. Zmrużyłem oczy oglądając się siebie, czarnowłosy stał tuż obok mnie patrząc pytającym wzrokiem. 
Przyłożyłem tylko palec do ust i bez słowa skierowałem się w stronę drzewa, z którego ów pisk dochodził. Stąpałem cicho po runie, aby nie spłoszyć zwierzaka, odgarnąłem delikatnie krzaki, a wtem zauważyłem puszystą, białą kuleczkę.
- Ooo, jaki słodziak - nie mogłem powstrzymać się przed rozczulaniem nad istotką. Ostrożnie odplątałem łapkę, która zaklinowała się między gałązkami krzewu i wziąłem stworka na ręce. 
Błękitnooki przekrzywił lekko głowę, przyglądając się całej tej scenie, a ja miziałem mięciutkie futerko Puszka. Ta, inna nazwa na to nie pasuje. 
- Ym, przyszedłeś może ze strony topielców? - spytałem podnosząc na niego na chwilę wzrok i znów wróciłem do kulki. 
- Może, a co? - zmarszczył brwi w zastanowieniu. 
Podszedłem do niego z włochaczem, a ten ochoczo wskoczył Noctis'owi na ramię. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Widzisz kuleczko... Ten pan cię zaprowadzi z powrotem do domku- powiedziałem do maleństwa, które popiskiwało szczęśliwe. Przymilało się do niego, łasząc do szyi wyższego mężczyzny. Rozczulający widok, eh, że też miałem do takich rzeczy słabość będąc łowcą. 
- Jaki on jest słodki, jasne, że go zaprowadzę - odparł również rozczulony mój nowy kolega, znaczy, był spoko więc chwilowo tak o nim sądziłem, aczkolwiek mogło to się zmienić w każdej chwili. Jeśli trochę z nim dłużej będę gadać, to może nim zostać, póki co była to tylko wysunięta teoria, a jak będzie w praktyce...zobaczymy.
 Poczochrałem lekko łepek kudłacza żegnając się z nim.
- To do kiedyś tam- rzuciłem krótko do Noc'a.
Pomachałem mu i ruszyłem w kierunku klasztoru, byłem zmęczony albo i nie... Sam już nie wiedziałem. Na miejscu musiałem żreć się z paroma idiotami, przez co znów naruszyli mój dobry humor co poskutkowało niemożnością w zaśnięciu. Nawet kot mi na to nie pozwalał, eh, wszyscy się na mnie uwzięli czy co do kija? 



Minęło może sześć dni od dnia, kiedy spotkałem tego dziwaka. Do normalnym rzecz jasna nie należał, chyba ja także... 
Spacerowałem sobie tego popołudnia w masce i płaszczu po lesie. Wdrapałem się na jedną z gałęzi solidnego drzewa, z którego trenowałem celność w rzutach sztyletem. Ćwiczenie było faktycznie rutynowe do póki nie zauważyłem znajomej mi postury z daleka. Wszedłem nieco wyżej ukrywając się w liściach, dobrze się składało że przechodził właśnie pod gałęzią na której siedziałem. Czekałem na odpowiedni moment i skoczyłem na niego łapiąc za ramiona. Poleciał do razu do tyłu na glebę, a ja z szerokim uśmiechem satysfakcji sięgnąłem do maski, zdejmując ją z twarzy.
- No siema - przywitałem się siedząc na nim.
- No hej młody. Utrzymujesz taką samą wagę - zauważył.
- Skąd wiesz ile ważyłem wcześniej ? - zmrużyłem oczy patrząc na niego podejrzliwie, aczkolwiek zszedłem z niego podając rękę by pomóc wstać. 

<Noc? >



23.07.2017

Od Noctisa c.d. Andreasa

Musiałem przyznać, że jak większość łowców chłopak miał ładne ciało, widać było, że nie walczył wielokrotnie, ponieważ nie miał żadnej większej blizny na ciele. Cóż mogłem poradzić na to, że moja natura kazała mi spojrzeć także na jego pośladki? Nie jestem święty, by mi tego zabraniać.
- Oh, no tak, jakoś nie mieliśmy szansy się sobie przestawić... - zacząłem, uścisnąłem jego dłoń po czym odparłem - Noctis.
- Dobrze, potwierdź mi jeszcze raz, bo twoja głupota chyba do mnie nie dotarła. Wkroczyłeś na teren łowców, ryzykowałeś życie, które prawie straciłeś, następnie zawarłeś ze mną układ, który totalnie Ci się nie opłacał, tylko po to by znaleźć się tu? - podsumował i uniósł jedną brew, by podkreślić pytanie.
No tak, kolejną osobę musiałem oświecić, Victor i większość moich sąsiadów wiedziała jaki jestem, ale Andreas już nie.
- Tak - powiedziałem niewzruszenie.
- Jesteś skończonym idiotą - stwierdził kręcąc głową.
Nie zaprzeczyłem, byłem zadowolony, że tak twierdził, bo to oznaczało, że moja gra aktorska była jednak na całkiem przyzwoitym poziomie.
- Mogę Ci mówić Andy? - zapytałem zmieniając temat.
Popatrzył na mnie, jakbym powiedział coś nie na miejscu, jednak zaraz później wzruszył jedynie ramionami.
- To ja ci będę mówić Noc - odparł, jakby próbował wrednie odwieść mnie od tego pomysłu.
Skinąłem głową na znak zgody. Nie odpowiedział pogrążając się w swoich rozmyśleniach, a ja w tym czasie mogłem taksować jego ciało dyskretnymi spojrzeniami. Nie ma co się oszukiwać, mało kto by się oparł choćby chęci popatrzenia. Siedzieliśmy w milczeniu może godzinę, jednak, kiedy i ja po chwili się zamyśliłem, cisza przestała być dla mnie krępująca. Zdążyłem wolno wstać i wyjść z wody nim Andy w ogóle zauważył jakąś zmianę i ruszył za mną choćby wzrokiem. Chłodny lód po stopami był śmiesznie odczuwalnym kontrastem, jednak postanowiłem się szybko ubrać, zamiast nad tym rozmyślać. Po chwili odmarzłyby mi wszystkie kończyny. Kiedy dopiąłem koszulę łowca dopiero ociągając się zaczynał wkładać spodnie. Widocznie miał ochotę jeszcze poleżeć w wodzie, ale coś kazało mu się zacząć zbierać.
- To ten... - zacząłem, ale on mi przerwał.
- Wracamy? - zapytał po prostu.
Nie chciałem nadużywać jego dobrego humoru, ale skoro sam mi to zaproponował nie miałem odwagi mu odmówić. Skinąłem twierdząco głową i razem poszliśmy do mniej hardcorowego wyjścia, które było po prostu nieco krętym, średniej wielkości korytarzem. Był na tyle duży, że mogliśmy iść obok siebie.
- Mieszkasz gdzieś w okolicy, czy wędrujesz? - odezwał się w pewnym momencie.
- Wędruję, ale zamierzałem zostać tu na jakiś czas - odparłem beztrosko.
Oczywiście, że musiałem trochę go okłamać, nie było co się z tego powodu denerwować. Polubiłem go, może przez ten nieco dziwny charakterek. Gdyby dowiedział się o mnie prawdy na pewno chciałby mnie zabić, a to nie wchodziło w grę.
- To może jeszcze się spotkamy - stwierdził i mógłbym przysiąc, że na jego ustach gościł cień uśmiechu, a w głosie dało się wychwycić coś na kształt satysfakcji.
Powędrowaliśmy razem w dół ośnieżonego zbocza.

< Andy? Gomen, że takie słabe>

Ważne!

Witajcie!

Mamy dla was ważną informacje. Każda postać ma inny charakter i niektórym jest ciężko dobrze odegrać dialog, czy też reakcje. Przypominamy tutaj, że można pytać o coś takiego właściciela postaci.
Ewentualnie prosimy, aby przed publikacją dawali wgląd do opowiadania sterującemu. Nie chcemy wam utrudniać pisania, chodzi o zgodność z dana postacią. Pamiętajcie, że nie możecie narzucać przeciwnej postaci strachu, miłości ani innych decydujących reakcji, czy tez czynności, które nie są podane w jej formularzu.

Z poważaniem
~Administracja

Od Arachne do Noctisa

      Po kilkugodzinnym treningu z moim mistrzem, poszłam do pokoju, aby się umyć i zdjąć opatrunek z rany, która pojawiła się po dostaniu sztyletem od miłości mojego życia. Powiem szczerze, nie przejęłam się tym. Jedna blizna w jedną, czy w drugą stronę różnicy mi nie zrobi. Doszłam już do drzwi od mojego lokum, gdy poczułam, że coś jest nie tak. Miałam wrażenie, że ktoś za mną stoi. Nie odwracając się, wyciągnęłam sztylet z pochwy, która umieszczona była przy pasku od moich spodni. Złapałam go za sam czubek i, odwracając się z nadludzką szybkością, rzuciłam go, z równie nieludzką siłą. Nie myliłam się. Za mną stała Yuki. Całe szczęście, że ostrze sztyletu nawet jej nie drasnęło.
– O Jezu! – krzyknęła Yuki. – Co w ciebie wstąpiło. Czemu rzuciłaś we mnie sztyletem? – zapytała, a na jej twarzy pojawił się wyraz zdenerwowania i... Strachu?
– Przepraszam! Myślałam, że to ktoś inny. – powiedziałam i podbiegłam do przyjaciółki. – Co tu robisz? Nie powinnaś mieć treningu? – zapytałam.
– Nie. Skończyłam przed chwilą. – A ty? – zapytała.
– Też skończyłam i właśnie chciałam się umyć i przebrać. – odpowiedziałam.
– Okej. – podsumowała. – To może ja już pójdę? Nie chcę ci przeszkadzać.
– Spoko.  – powiedziałam i Yuki odwróciła się do mnie plecami i poszła w swoją stronę. – Do zobaczenia później. – dodałam. Na odchodnym krzyknęła tylko:
– Do zobaczenia. – Gdy już się oddaliła, otworzyłam drzwi do mojego pokoju i weszłam do środka. Od razu skierowałam się do szafy z ubraniami. W planach miałam przejażdżkę na Sztylecie, moim koniu, więc wybrałam czarne bryczesy i białą bokserkę. Poszłam do łazienki, wziąć szybki prysznic. Gdy już się umyłam i ubrałam, spięłam włosy w luźnego, dobieranego warkocza. Założyłam buty do jazdy konnej i wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę wyjścia. Po drodze zabrałam mój sztylet, który nadal był wbity w kolumnę, przy której stał chłopak. Nie podobał mi się. Wyszłam na zewnątrz i truchtem przebiegłam przez podwórze. Dobiegłam do stajni, gdzie był mój czarny jak smoła rumak. Weszłam do jego boksu, złapałam za kantar i wyprowadziłam na dwór. Przywiązałam go do drążka i poszłam do siodlarni po zgrzebło, siodło, czaprak i uzdę. Zaczęłam czyścić Sztyleta okrężnymi ruchami. Nieopodal stał jakiś chłopak, patrzący na mnie i mojego konia z zainteresowaniem.
– Hej! – zawołałam. Chłopak uśmiechnął się. – Chodź tu do mnie! – krzyknęłam, a brunet zaczął śmiało iść w moją stronę.
– Cześć. – powiedział, gdy już znalazł się obok mnie. – O co chodzi? – zapytał, patrząc z zafascynowaniem na mojego wierzchowca.
– Dobrze. Chciałbyś mi pomóc? – spytałam. Chłopak skinął lekko głową. – Możesz do niego podejść i go pogłaskać. Sztylet, chodź tutaj. – powiedziałam i cmoknęłam na konia. Ten zastrzygł uszami, odwrócił się i podszedł do chłopaka. Brunet cofnął się dwa kroki w tył. Sztylet natomiast wyciągnął szyję i zaczął go obwąchiwać. Chłopak spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Postanowiłam mu pomóc. – On szuka u ciebie czegoś słodkiego. – powiedziałam i wyciągnęłam z kieszeni bryczesów paczkę cukierków. Wzięłam jednego i położyłam na płaskiej dłoni, wyciągając rękę w stronę pyska konia. Rumak powąchał cukierek i wziął go delikatnie do pyska. Spojrzałam na młodego i podałam mu torebkę z cukierkami. – Weź jednego i połóż na dłoni tak, jak ja zrobiłam to przed chwilą. – chłopak zrobił to, co mu mówiłam. – Dobrze. Teraz wyciągnij rękę i trzymaj tak chwilę. Gdyby Sztylet cię polizał, nie cofaj ręki, bo go spłoszysz. To może trochę łaskotać. – brunet skinął głową i wyciągnął rękę przed siebie. Ogier wziął cukierka, liżąc przy tym Andreasa w rękę, lecz ten jej nie cofnął. Wręcz przeciwnie, pogłaskał go delikatnie po chrapach. – Fajny, co? – chłopak przytaknął. – Chcesz mi pomóc go osiodłać? – zapytałam, a ten się zgodził. Już nie bał się Sztyleta. Podałam mu czaprak. – Połóż mu go tu, na grzbiecie. – wskazałam na miejsce, na które miał położyć materiał. Gdy już to zrobił, podniosłam siodło. – Siodło położę ja, bo jest dość ciężkie. – gdy to zrobiłam, podałam mu uzdę.
– A jak to się zakłada? – zapytał.
– Już ci mówię. Najpierw tą metalową część, czyli wędzidło, włóż mu do pyska. Lewy kciuk włóż mu tu – wskazałam na odpowiednie miejsce – aby otworzył pysk. Nie bój się, on nie ugryzie, jest dobrze wychowany. Super, teraz lejce przełóż nad łbem i resztę pasków zapnij. – gdy chłopak to zrobił, uśmiechnęłam się. Widać było, że sprawia mu to przyjemność.
– Mogę na niego wsiąść? – zapytał. Zdziwiłam się trochę, ale się zgodziłam.
– Musimy przejść na lewą stronę. – zrobiliśmy to, a brunet, bez moich instrukcji, wsunął stopę w strzemię, odbił się od ziemi, przerzucił prawą nogę nad grzbietem konia i usiadł wygodnie w siodle. Zdziwił mnie trochę. Może już wcześniej miał do czynienia z końmi?
– I jak? – zapytałam bruneta.
– Super! – powiedział i uśmiechnął się szeroko. Pierwszy raz widziałam go takiego wesołego. – Mogę się przejechać?
– A umiesz powodować koniem? – zapytałam. Chłopak skinął lekko głową. – Dobra, ale w razie czego będę prowadzić konia. Gdy już się przyzwyczaisz, sam go poprowadzisz, dobra? – brunet uśmiechnął się w odpowiedzi. – Muszę cię tylko ostrzec, że Sztylet szybko kłusuje, a o galopie i cwale lepiej nie wspominać, tak więc musisz uważać. – powiedziałam. – Dobra, ściśnij łydkami boki konia, żeby ruszył. Delikatnie. Ten koń reaguje na najsłabsze sygnały. – chłopak zrobił to, co mu powiedziałam i kary ogier ruszył z miejsca kłusem. Trochę wybijało bruneta w siodle, ale temu to nie przeszkadzało. Biegłam truchtem obok nich, żeby pilnować konia. Po chwili jednak młodziak poprosił mnie o lejce. Oddałam mu je. Stanęłam na środku dziedzińca i obserwowałam chłopaka w euforii. Widać było, że podoba mu się jazda konna. Koń poruszał się szybkim kłusem wokół dużego placu. Dziesięć minut później zatrzymali się obok mnie, a chłopak zszedł z konia szczęśliwy jak dziecko, które dostało najnowszą zabawkę. Oddał mi lejce.
– Dzięki. To było świetne. – powiedział i znowu się uśmiechnął. Na ten widok serce zabiło mi szybciej Fajnie widzieć kogoś, kogo się uszczęśliwiło.
– Nie ma za co. – odpowiedziałam i też się uśmiechnęłam. – Gdybyś chciał jeszcze pojeździć na Sztylecie, to mi powiedz. – dodałam, a on od razu się rozpromienił.
– Dzięki. To do zobaczenia później! – powiedział i pobiegł do Klasztoru. Wsiadłam na konia i pocwałowałam do lasu. Pół godziny później zatrzymaliśmy się na jakiejś polanie, gdzie Sztylet zaczął się paść. Gdy już skończył jedzenie, wsiadłam na niego i stępem wracaliśmy do Klasztoru. W połowie drogi poczułam, że Sztylet upada. Podniosłam się z ziemi i podbiegłam do konia. Sprawdziłam szybko nogi wierzchowca. Jedna była cieplejsza niż pozostałe. Złamał nogę. Rozejrzałam się i zobaczyłam wystający z ziemi korzeń. Pewnie o niego potknął się Sztylet. Chwilę później usłyszałam szelest.
– Kto tam?! – krzyknęłam w stronę gęsto rosnących drzew. Spomiędzy nich wyszedł jakiś chłopak, z uniesionymi dłońmi.
– Jestem tylko strudzonym wędrowcem. – powiedział, a na jego twarzy zagościł drwiący uśmieszek.

<Noctis?>

Od Andreas'a C.D Noctis'a

Westchnąłem ciężko przecierając dłonią twarz, co za idiota, szkoda gadać. Oparłem się wygodnie o ścianę za mną i zamknąłem oczy zapierając dłonie na torsie, z zamiarem spania. Pf, będzie winę na mnie zwalać, pajac jeden. Odwróciłem się tyłem do niego kimając. Próbowałem śnić o czymś przyjemnym, a o to ciężko nie było. Widok nauczyciela nagiego, przywiązanego do mojego łóżka wystarczająco mnie rozgrzał, że nawet nie odczuwałem zimna od lodu, do którego przywarłem policzkiem. Fart fartem, nie był to żaden z mokrych snów, więc nie musiałem się martwić, że ocknę się z przyjemnej drzemki z namiotem na kroczu. Nie wiem ile czasu minęło, lecz gdy poczułem szturchanie w ramię uchyliłem niechętnie powieki i uraczyłem go spojrzeniem swoich pięknych ocząt.
- Ej, możemy rozwalić tą ścianę, jest cienka -odparł wskazując na tą, na której jeszcze chwilę temu spałem. Jęknąłem tylko załamany, uderzając kilkakrotnie czołem o lód.
- Zabiję Cię, poćwiartuje twoje zwłoki, spalę, ale nim to zrobię, jeszcze raz je zmasakruję - bąknąłem pod nosem tonem jakbym miał do niego jakieś wyrzuty. - Nie mogłeś na to wpaść wcześniej? Ugh... - wziąłem głęboki wdech nadymając policzki.
Brunet wzruszył ramionami i zabrał się za rozwalanie ściany, przyległ plecami do grubego lodu i kopnął w ową ściankę, która od razu spękała, a za drugim kopniakiem pokruszyła. Uniosłem tylko lekko brwi, a błękitnooki powiększał dziurę by móc przez nią przejść. Rzecz jasna pomagałem mu, on zabierał się za górę, a ja za dół. Kiedy skończyliśmy ruszył przodem, jak zwykle wiedząc dokąd ma iść, chociaż tu nie było innej drogi. Szedłem za nim przez ciemny korytarz, gdy nagle się zatrzymał, a ja wszedłem w jego plecy, uderzając o nie twarzą.
- Jesteśmy - odpowiedział radośnie wchodząc do groty. Klnąc pod nosem podążyłem w jego ślady masując obolały nos.
- I po to szliśmy kawał drogi ? - spytałem patrząc na niego chwilowo jak na idiotę, z niedowierzaniem.
- Tak, mówiłem, że przyda Ci się trochę relaksu - mruknął ze swoim uśmieszkiem na ustach.
Pokręciłem lekko głową, obserwując zbiorniki z gorącą wodą. Nie czekając zbytnio na jego dalsze słowa, zacząłem się rozbierać do naga. Rzuciłem bokserki na stertę pozostałych  moich ubrań.
 - To ja już idę - odparłem pokazując mu język. Nagi podszedłem w kierunku jednego z basenów. Zaczerwieniłem się lekko czując wzrok drugiego na swoim tyłku. Ten jednak nie czekał zbyt długo i również się rozebrał, nawet z bielizny, gorszy nie będzie. Dołączył do mnie wchodząc spokojnie do basenu.
- Cieplutko... - zamruczałem przymykając oczy z zadowoleniem. Przyjemna cieplutka woda, o tak, tego mi brakowało. - Tak w ogóle Andreas jestem - przedstawiłem się podając mu rękę uchyliwszy jedną z powiek.


<Noc? >



22.07.2017

Od Andreas'a C.D Arachne

Westchnąłem ciężko patrząc na kobietę nieufnie spod przymrużonych powiek. Pomasowałem obolałą nasadę nosa i kiwnąłem niechętnie głową na zgodę. Ruszyłem za nią na stołówkę, gdzie dałem się opatrzyć. Nie zaprzeczę, nie lubiłem, gdy ktoś mnie nagle dotykał, w końcu uraz do kobiet nadal siedział mi głęboko w pamięci. Tym bardziej, że byłem osobą niską i czułem się jak pluszak, taka tam urocza, tulaśna zabawka, z której każdy lubił drwić. No cóż, często smakowali mojej pieści i jadowitego języka, nie szczędziłem sobie wyzwisk na takich idiotów.
- Dziękuję - bąknąłem pod nosem, kiedy podała mi kostki lodu do nosa. Czułem jak powoli opuchlizna schodzi, a ból mija.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Zjedzmy coś, bo za chwile wpadnie wściekła szarańcza i nic nie zostanie - zauważyłem wskazując skinieniem głowy na jedzenie. Wyższa ode mnie koleżanka skinęła głową na zgodę i powoli jedliśmy śniadanie, a jako, że mieliśmy szwedzki stół, mogliśmy brać co nam się żywnie podobało. Głodny byłem jak wilk, tym bardziej, że latałem na nogach od czwartej nad ranem. Burczało mi w brzuchu, mało powiedziane.  Jadłem za dwóch, a i tak nic nie przytyłem, wiele osób zazdrościło tego jaki posiadałem metabolizm. Po piętnastu minutach spożywania wszelakich dań odsunąłem się trochę od stołu masując brzuch. Okay, męska ciąża spożywcza rozpoczęta.
- Kto jest twoim mistrzem? - spytałem Arachne, dokańczając pić soczek.
- Oroah - odparła promiennie.- A twój? - spojrzała na mnie ciekawa. Miałem wrażenie, że za chwilę jej pozytywizm mnie zabije, póki co starałem się być miły. Nie była jak inne dziewczyny, więc najwyżej mógłbym się z nią jakoś zaprzyjaźnić, jednak nic więc. Zdawała się być starsza ode mnie i to o kilka lat. Dalsza wizja zbytnio mnie przerastała i przerażała, ba, po gwałcie chciałem się powiesić. Ile razy mnie odratowano, a ile zamykano w pustym pokoju bym sobie niczego nie zrobił. Skarciłem się lekko w myślach za przywołanie durnych wspomnień, pragnąłem nacieszyć się jeszcze jedzeniem w brzuchu, a nie widokiem zwróconego na stół.
- Aaron - rzekłem dość cicho.- Za dwadzieścia minut będę musiał lecieć na zajęcia - skrzywiłem się lekko patrząc na zegar. - Ty pewnie też będziesz mieć za chwilę swoje, Oroah i Aaron mają swoje porąbane godziny treningów - zauważyłem wolno wstając. Mój mistrz uwielbiał mnie męczyć, przepraszam... ubóstwiał. Dawał mi chyba największy wycisk niż pozostałym, a to pewno za pyskowanie i to, że miałem w sumie w poważaniu jego wykłady. Uczyłem się sam i lepiej mi to wychodziło niż jemu, ot co, cała filozofia czemu mnie męczył. Nie powiem, że  nie warto... Wszystko by zostać po godzinach i patrzeć na nagą klatę tego łowcy toż to szczyt moich marzeń, a raczej bliżej niż dalej. Brunetka kiwnęła głową i również wstała ze swojego miejsca.
Wychodząc ze stołówki minęliśmy pozostałych łowców, mimowolnie mordowałem wzrokiem jednego idiotę, który codziennie pytał się o moją bliznę na twarzy. Ilekroć się pyta, tylekroć obrywa, za każdym razem mocniej. Rzecz jasna, nie dane mi było spokojnie wyjść ze stołówki, bo jakże " pan gadatliwa jadaczka" musiał znów mnie zaczepić. DZISIAJ. Kobieta, nos, a teraz pierdolona mucha, która bzyczy koło ucha. Popatrzyłem na szatyna z tikiem nerwowym. Dwie, może trzy sekundy i się laliśmy. Nie będzie się mnie pytał chuj jeden, głupi. To był mój interes i nikogo więcej, miał farta, że byłem aż tak zdenerwowany. Inaczej odciąłbym mu to i owo, a tak... Pociąłem starszego po policzku mówiąc:
- Proszę, od dzisiaj masz swoją bliznę i się więcej mnie nie pytaj. Następnym razem zginiesz - warknąłem chowając miecz do pochwy przy pasie spodni. To będzie ciężki dzień, w każdym bądź razie tak czułem.
Pożegnałem się z Arachne na placu i poszedłem w swoją stronę. Praktyka w lesie, kochałem. Kiedy dotarłem na miejsce, Aaron jak zwykle stał plecami do mnie patrząc na pozostałych z mojej grupy. Kusiło mnie by podejść do niego od tyłu, ale się wstrzymałem. Nikt nie musi znać mojej orientacji. Stanąłem grzecznie w szeregu i skupiłem się na zajęciach. Po dobrych kilku godzinach masakry, kazano mi ćwiczyć, tak więc poszedłem rzucać sztyletem z daleka. Wszystko pięknie ładnie, gdyby nie Arachne weszła w linię rzutu. Nie wspominając o jej towarzyszce. Eh, miałem pecha. Westchnąłem ciężko załamany, przepraszałem ją, zrobiłem prowizoryczny opatrunek. Wyższa widać jakoś się tym incydentem nie przejęła tylko mnie przytuliła. Czułem się źle, nieswojo, tak jakbym był zagrożony. Niezbyt mi się to podobało, czyli w ogóle. Mówi się trudno, jedynie moje mięśnia spięły się jak przy jakimś paraliżu. Potem dziewczyny wpadły na pomysł by biegnąć na stołówkę, a jako, że Yuki mnie popychała wbiegłem ostatni.
- Eh, zrobię ci normalny opatrunek - mruknąłem pod nosem i poszedłem po materiał do jednej z kucharek. One często miały pocięte palce, także tego nie brakowało. Bandaż, alkohol do odkażenia i wszystko było.
Starsza dziewczyna pokazała skaleczone ramię, a ja zdjąłem kawałek bluzy. Nie wyglądało źle, ale musiałem przyznać, że weszło gładko.
- Będzie piec - zakomunikowałem i odkręciłem butelkę, zaraz polewając ranę kobiety. Ta syknęła z bólu zaciskając zęby. Następnie wziąłem bandaż i założyłem go jak należy, robiąc prawowity opatrunek.
- No to jesteśmy kwita - odparłem z uśmiechem i wziąłem jedną z kanapek siadając koło Arachne. Poparzyłem na Yuki, nie znałem jej... jeszcze. Widać była nowa. - Ty zapewne jesteś tu od niedawna? - spytałem mrużąc oczy. Wyglądało to jakbym prześwietlał ją na wylot w celu znalezienia czegoś podejrzanego.


<Yuki? >


21.07.2017

Yuki Okumura

Właściciel: hjan100

Yuki | Okumura
19 lat
Mistrz: Aaron


Broń: Katana z wyrytymi runami.

Charakter: Co by tu o niej powiedzieć? To zwykła egoistka. Chociaż ma też zalety. Jest lojalna, mądra i odważna. Nie można pominąć też jej waleczności. Nie przejmuje się opinią innych, a każdą, nawet najokrutniejszą krytykę zignoruje. Broni honoru. Za przyjaciół, skoczyłaby w ogień. Jest zimna i nieczuła. Mimo iż jest to silna i niezależna kobieta, potrzebuje kogoś. Kogoś, kto ją zrozumie. Dlaczego właśnie taka jest? Dlaczego taka chłodna? Wiele razy ona sama zadaje sobie to pytanie. Odpowiedzi na nie, nie zna nikt. To przeszłość ją ukształtowała. Śmierć, choroby, rozstania, zdrady najbliższych przyjaciół... Ale też te dobre wspomnienia. Unika kontaktu z innymi.

Aparycja: Yuki to piękna kobieta o idealnych kształtach. Jej jasna cera świetnie kontrastuje z ciemnymi, długimi włosami. Jest dość wysoka (167 cm) i szczupła (50 kg).

Partner/ka: Nie jestem pewna, czy ktokolwiek byłby w stanie pokochać tą egoistyczną sukę.


20.07.2017

od Arachne do Andreasa

        Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju przez lekko rozsunięte zasłony. Usiadłam na łóżku, przecierając oczy. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Ale po chwili sobie przypomniałam. Jestem w Klasztorze Łowców. Odrzuciłam kołdrę na bok i wyszłam z łóżka. Skierowałam się w stronę okna. Odsunęłam ciężkie kotary na boki i wyjrzałam na zewnątrz. Słońce było już wysoko na nieboskłonie i oświetlało drzewa rosnące jedno przy drugim. Otworzyłam okna na oścież, aby do mojego pokoju wleciało trochę świeżego powietrza. Odeszłam od okna i podeszłam do szafy z ubraniami, po czym otworzyłam ją. Spojrzałam na moje ciuchy. Wybrałam czarną bokserkę i legginsy. Z szuflady wzięłam jeszcze bieliznę i poszłam do łazienki, zabierając po drodze ręcznik wiszący na grzejniku. Zamknęłam drzwi na klucz, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i czekałam, aż zmieni temperaturę. Po pięciu minutach wyszłam z łazienki ubrana i umyta. Podeszłam do lustra wiszącego nad moją komodą i spięłam włosy w wysoką kitkę. Zbiegłam po schodach i weszłam do stołówki dla Łowców. 
        Nie mogę nadal w to uwierzyć. Skończyłam trening dla Łowców trzy lata temu. Była to mordercza walka o przetrwanie. Czasami chciałam się poddać, ale w głowie nadal miałam słowa mojego starego mistrza, Aruna: 'Gdybyś się poddała, Łowcy ponieśli by wielką porażkę, tracąc tak utalentowaną dziewczynę, jak Ty'. Powiem szczerze, nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Nigdy w życiu nikt mnie tak nie pochwalił. Nie wiem, czy powiedział to z litości, czy po to, żeby podnieść mnie na duchu? Nie wiem. Jestem tu od niecałych trzech dni, ale i tak jestem ciekawa, czy Oroah, mój nowy mistrz, kiedyś pochwali mnie tak samo.
        Nie myśląc więcej, podeszłam do stołu i usiadłam na jednym z krzeseł. Stół był zastawiony mnóstwem jedzenia: chlebem, mięsem, serem, sałatkami, owocami i warzywami i rożnego rodzaju sokami. Do wyboru, do koloru. W końcu, ze względu na utrzymanie dobrej formy, wybrałam kalafiora gotowanego na parze i dwa kawałki chleba. Do picia wzięłam zwykłą wodę z cytryną. Gdy zjadłam wyszłam ze stołówki i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych. Po otwarciu ich uderzył we mnie podmuch ciepłego wiatru. Szybko założyłam buty i wybiegłam na dziedziniec. Postanowiłam przebiegnąć się po lesie. Zaczęłam się rozciągać, żeby nie złapać kontuzji po drodze lub żeby nie naciągnąć niczego. Kiedy skończyłam, zaczęłam biec truchtem. Znalazłam wyraźną ścieżkę, po której zaczęłam biec. Po około pół godziny biegu zatrzymałam się, żeby odpocząć. Znów zaczęłam się rozciągać.
        Godzinę później byłam z powrotem na dziedzińcu. Zauważyłam, że rozwiązała mi się sznurówka, więc kucnęłam, żeby ją zawiązać. Gdy już to zrobiłam, wstałam i poczułam, że uderzam w coś ręką. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam bruneta trzymającego się za nos.
– O matko, przepraszam! – powiedziałam szybko i podeszłam do niego. – Nic ci nie jest? – spytałam.
– Nie, wszystko dobrze. – odpowiedział jakby od niechcenia. – Ale na przyszłość mogłabyś uważać. – dodał szybko. Zauważyłam, że ma bliznę przebiegającą przez lewe oko. Ale nie spytałam go, od czego ją ma. Czułam, że i tak nie chciałby mi odpowiedzieć.
– Naprawdę przepraszam. Nie zauważyłam cię. – powiedziałam. – Następnym razem będę się rozglądać. – dodałam z lekkim uśmiechem.
– Kim ty w ogóle jesteś? – zapytał nieznajomy i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
– Arachne. Arachne Gorgerzo. Łowca. Jestem tu od niecałych trzech dni i nikogo jeszcze nie znam.
– Co robiłaś tak wcześnie na zewnątrz? – zadał kolejne pytanie. – Jest dopiero piąta trzydzieści rano. Łowcy zazwyczaj o tej godzinie jeszcze śpią.
– Naprawdę jest tak wcześnie? Nawet nie spojrzałam na zegar. – odpowiedziałam szczerze zaskoczona. – A odpowiadając na twoje pytanie, biegałam, żeby utrzymać formę.
– Kto mądry biega tak  wcześnie rano? – zadał to pytanie, jakby sam do siebie. Wyglądał na serio zdziwionego.
– Ja biegam. Lubię to. A co? Ty tego nie robisz?
– Nie. Tak w ogóle to musze już iść. – powiedział chłopak, wymijając mnie. Szybko złapałam go za rękaw, przez co ten znowu się do mnie odwrócił.
– Może powiesz mi chociaż, komu omal nie połamałam nosa, co?
– Mam na imię Andreas. Pasuje? – odpowiedział opryskliwie chłopak.
– Może poszedłbyś ze mną do stołówki Łowców, dałabym ci lodu na ten nos, bo nie wygląda za dobrze. Poza tym, moglibyśmy porozmawiać. Co ty na to?

<Andreas? Co wymyślisz?>


19.07.2017

Od Noctisa c.d. Andreasa

Teraz wiedziałem, że albo musiałem zmienić trasę prowadzącą do mojego miejsca relaksu, albo musiałem znaleźć przewodnika. Skoro miałem już to drugie nie miałem zamiaru tak szybko tego tracić, co to to nie.
- Nie pójdziesz ze mną dalej? - zapytałem spokojnie spoglądając na mojego towarzysza.
Odpowiedział mi spojrzeniem pełnym politowania i kpiącym uśmiechem.
- Nie trafisz sam do tej swojej groty? - odpowiedział pytaniem.
Wywróciłem oczami słysząc jego odpowiedź.
- Oczywiście, że trafię, ale z tego co widzę tobie także przyda się trochę relaksu - wyjaśniłem, to chyba nieco bardziej go zainteresowało, ponieważ nagle przestał sobie ze mnie kpić.
- Do czego zmierzasz? - zapytał taksując mnie spojrzeniem.
- Mówię tylko o tym, że tam można się nieźle zrelaksować, a ty zachowujesz się jakby ktoś Ci wsadził kij w dupę - odparłem pewnie.
Chłopak nadął policzki i zaczerwienił się ze złości. No to chyba idealnie trafiłem w tamtym momencie. Nie słuchając już przekleństw na swój temat ruszyłem po prostu przed siebie. Łowca zamknął się dopiero po paru minutach, kiedy zauważył, że w ogóle go nie słucham, chyba jednak połknął przynętę, bo nadal podążał obok mnie. Po pół godziny weszliśmy do dość sporej groty.
- To na mnie chyba czas... - zaczął, jednak nie dałem mu skończyć
- No co ty. Chodź, trochę relaksu nikomu nie zaszkodziło - odparłem łapiąc go za rękę i ciągnąc za sobą.
Dobrze, że nie umiał mordować wzrokiem, bo dawno byłbym już trupem. Nie był zbyt zadowolony z kontaktu fizycznego, ale na szczęście nie zamierzał mnie z tego powodu zabijać, czy odcinać bardziej znaczących kończyn. Chyba naprawdę był ciekawy co ja tam robię. Parę minut później rozpoczęliśmy wspinaczkę do jednego z wyżej położonych korytarzy. Nie zajęło nam to długo, ponieważ był on tylko kilka metrów nad ziemią. Zaczęliśmy się przeciskać przez wątki korytarz, ale kiedy zrobił się nieco większy szliśmy już obok siebie.
- Daleko jeszcze? - zapytał w końcu.
- Chyba nie - odparłem spokojnie.
- Jak to "chyba"? - słychać było, że moja odpowiedź nieźle go wkurzyła.
- Pierwszy raz tędy idę - wyjaśniłem.
- Aha, czyli nawet nie wiesz czy idziemy dobrze? - odpowiedział pytaniem ciskając mi wściekłe spojrzenia.
- Idziemy dobrze... chyba - powiedziałem powoli.
Łowca doskoczył do mnie z zamiarem, w najlepszym wypadku, wydłubania mi oczu, jednak nie było mu dane to zrobić, ponieważ lód pod nami nagle się zarwał i polecieliśmy w dół. Ześlizgnęliśmy się dobre kilkanaście metrów. Na końcu zwolniliśmy i trafiliśmy do dwumetrowego szybu, dookoła otaczał nas lód.
- No i co zrobiłeś? - bąknąłem niezadowolony.
- Ja?! - wrzasnął wściekły.
Chciał mnie uderzyć, ale wielkość szybu skutecznie mu to uniemożliwiła. Uśmiechnąłem się do niego z wyższością, mimo że wzrostem nie dzieliło nas aż tak wiele centymetrów.

<Andy? Mam bardzo przerąbane?>

18.07.2017

Od Andreas'a C.D Noctis'a

Bardzo miły dzień doprawdy. Idziesz sobie do lasu ćwiczyć, a tu nagle jakiś idiota leci przed siebie jak pieprzona ćma do świtała i nawet nie raczy uważać! Nosz kurwa, ciele pierdolone. Westchnąłem ciężko uspokajając się po mojej burzy wyzwisk skierowanych do owego osobnika i patrzyłem chwile na niego jak na debila. Podrapałem się lekko po brodzie udając zastanowienie.
- Jeśli grasz debila wychodzi ci to cudnie panie per aktorzyno - odparłem przecierając dłonią twarz.- Słucham cię zatem, ale ostrzegam, nie lubię marnować czasu - zabrałem od niego ostrze, przyglądając się mu. Póki co byłem spokojny, a raczej zewnętrze zachowywałem go perfekcyjne, w środku odczuwałem swego rodzaju irytację.
- Umówmy się tak, ty mnie zaprowadzisz, a w zamian wybierzesz sobie co chcesz, hm? - zaproponował.
Ścisnąłem usta w wąską linie, co ja mogłem chcieć? A, no tak mistrza w swoim łóżku, ale starszy nie były w stanie tego zrobić, nie zaprowadziłbym go nawet do naszej akademii, nie ma mowy. Pełno żmij, debili i syfu niewiadomego pochodzenia.  - Kpisz sobie ze mnie? Nie mam sił na żarty - odparłem zmęczonym tonem.
- Nie, nie mogę tu chodzić przecież sam -  powiedział całkiem poważnie. Zmrużyłem oczy patrząc, czy nie jest przypadkiem chory, ale wydawał się być zdrowy.
- No tak, leziesz jak ciele. To już ćma lecąca do światła ma więcej szczęścia niż ty - stwierdziłem lustrując go wzrokiem. Błękitnooki wywrócił tylko oczami urażony i ruszył przed siebie.
Eh, za jakie grzechy muszę mieć całe życie pod górkę? A, bo mam pecha. Chłopak kierował się prosto na pułapki. Złapałem bruneta za kołnierz. - Chodź za mną, jeszcze w pułapkę wejdziesz - westchnąłem ciężko. Ten zdawał się być zadowolony i ruszył grzecznie za mną. Skierowałem się bardziej pod skos, tym bardziej, że byliśmy naprawdę głęboko w lesie. Szliśmy w ciszy, bo o czym miałem z nim rozmawiać ? Pytać o imię? Póki co nie widziałem sensu, on jak widać też. Nie chciał nadużywać mojej dobroci, chyba, kij to wie. Przeszliśmy dobre pół drogi dochodząc z wolna do granicy, gdzie kadeci mieli prawdo wchodzić. Zatrzymałem się nagle słysząc łamane gałązki runa. Od razu podciąłem wyższemu nogi, posyłając go na ziemię. - Schowaj się bardziej w krzaki i siedź cicho - mruknąłem. Zmrużyłem oczy w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Przybysz posłusznie zdołał wykonać polecenie, kiedy to zauważyłem młodego chłopaka, który przekroczył dozwoloną część. Zakradłem się o trzy drzewa bliżej niego, a gdy już miał mijać drzewo, za którym się schowałem, wysunąłem miecz. Dzieciak zaskoczony poleciał do tyłu, zdołał uniknąć ostrza na szczęście.
- Kadecik? No, no... - zacmokałem niezadowolony.- Słuchaj kochaniutki, tył wzrok i wracaj do klasztoru, chyba, że chcesz aby ten dzień był twoim koszmarem hm? - uniosłem brwi, wciąż trzymając ostrze blisko jego szyi.
- A-ale to nie tak...- wyjąkał. Na oko dopiero zaczynał się uczyć. Pierwszoklasista.
- Nie obchodzi mnie to - rzuciłem chłodno.- Ale jeśli chcesz, bym miał piękne widoki na twe martwe ciało to zapraszam, będę mógł myśleć co cię zabiło i jak bardzo żenującą minę miałeś. O ile coś z ciebie zostanie. Wiesz, słyszę jak potwory się z ciebie śmieją, że nie umiesz się nawet obronić. Bardzo chętnie skosztują twojego mięsa, a teraz lepiej spierdalaj w podskokach - warknąłem. Pogroziłem mu jeszcze mieczem, chcąc nieco naciąć, jednak ten w porę zebrał się z ziemi i odbiegł tam gdzie trzeba.Popatrzyłem za nim morderczym wzrokiem, przekląłem pod nosem dzieciaki. Westchnąłem cicho biorąc głęboki wdech. - Możesz wychodzić... - burknąłem. Błękitnooki wstał otrzepując się z ziemi i liści.
- Trochę nie za ostro? To w końcu dzieciak... - skrzywił się lekko. Wywróciłem oczami, jeszcze czego, może z uśmiechem miałem mu powiedzieć, że jest tu niebezpiecznie, w nadziei, że sobie pójdzie i nie wróci? Mhm, jasne, te małe gnojki zawsze wracają.
- Słuchaj, ostro będzie jak coś go rozszarpie- warknąłem. Niestety, lubiłem niektórymi się zajmować i nie chciałem ich w przyszłości widzieć martwych, bo myśleli, że są wspaniali i dadzą sobie radę sami. - Gdzie dokładnie chcesz iść ? - spytałem zmieniając temat. Wystarczy mi już denerwowania się, zerknąłem na niego przez ramię.
- W górach jest pewna grota... - oznajmił. Skinąłem głową i bez słowa ruszyłem w tamtym kierunku.
Po dobrych piętnastu minutach marszu dotarliśmy na kraniec lasu. Pokazałem mu ścieżkę w dół, gdzie można było dostać się do jedno z wejść groty. Bardziej zaczynałem odczuwać zmęczenie niż wkurw, ale byłem zmęczony przez to, że mnie cały dzień denerwowany?
- Tam niżej jest wejście do groty, jeśli umiesz się wspinać,  to od środka jest jest przejście na drugą, z tego co zdołałem wybadać, jest jeszcze jedno przejście, aczkolwiek nie miałem czasu by dokładniej obczaić tego miejsca- uśmiechnąłem się krzywo. Podniosłem na niego nieco znudzony wzrok.

<Noctis? >

Od Noctisa do Andreasa

Od rana wokół domu wznosiła się mgła, było wilgotno, a niebo było całe zakryte przez szare chmury, z których raz na jakiś czas padał deszcz. Nie umiałem się na niczym skupić. Dosłownie, toaleta też odpadała. Chodziłem po kolei po wszystkich piętrach nie mogąc sobie znaleźć miejsca, aż w końcu skończyłem w lochach, jak dość często, gaworząc z Victorem.
- No właśnie widzisz, mamy nowy portal, ale Orion jeszcze nie ustalił dokąd prowadzi - wyjaśnił nieco starszy ode mnie mag.
- Nie pomyślał żeby może do niego wejść? - zapytałem, chociaż wiedziałem, że to głupie.
- Jest niestabilny, poza tym chyba ci odbiło, że ktokolwiek dostanie na to zgodę - odparł wciskając dłonie w kieszenie.
- Wiesz, że ja nie potrzebuję zgody - powiedziałem niby od niechcenia.
Victor wywrócił oczami słysząc moje słowa. Tak, stanowczo to wiedział, aż za dobrze. Wiedział, że jeśli czegoś chcę to po prostu to robię i nie raz już dostało mi się po głowie od Nero, albo Dante. Nigdy mnie to jednak nie zraziło do dalszego naginania zasad. Szliśmy kilka minut w ciszy.
- Domyślam się po co tu przyszedłeś, ale nie rozumiem czemu uraczyłeś mnie rozmową - odezwał się w końcu szatyn spoglądając na mnie kątem oka.
- Pomyślałem, że będzie ci miło... poza tym i tak zauważyłbyś, że mnie nie ma, a tak jest prościej... No wiesz, nie muszę się przekradać i te sprawy - wyjaśniłem mojemu towarzyszowi.
- Jesteś chory, w końcu to, co odstawiasz cię to zabije - powiedział, a kiedy zauważył uśmiech na mojej twarzy od razu się skrzywił - tak, tak, będę Cię krył.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - odparłem i lekko uderzyłem pięścią w jego ramię.
Westchnął zmęczony tą wymianą zdań i po prostu skręcił do portalu, który mnie interesował. Naciągnąłem na głowę kaptur czarnej peleryny. Po chwili wędrówki dotarliśmy do okrągłego, pionowego talerza, który prowadził w sam środek lasu.
- Uważaj na siebie - powiedział automatycznie, chociaż wiedział jak będzie to wyglądać.
Zasalutowałem mu i wszedłem do portalu. Od razu znalazłem się w ciemnym lesie, było to prawie jego centrum, więc w to miejsce docierało bardzo mało światła, a nad moją głową ciasno splatały się ze sobą gałęzie. Przeciągnąłem się leniwie. Tak zabawa zapowiadała się przednia. Rozejrzałem się dookoła. Niby ani żywej duszy, ale czy rzeczywiście tak było? No nie do końca.
Rzuciłem się biegiem przed siebie omijając kilku topielców. Uwielbiali tą niepozorną część lasu i korzystać z nieuwagi innych. Jednak to czego szukałem było w zupełnie innym miejscu. Od mojego celu oddzielał mnie niezły kawałek lasu. Szybko dotarłem do jednej z mniejszych ścieżek i na niej zwolniłem. Nie tyle musiałem odpocząć, chociaż o to też chodziło, co bardziej nie chciałem by nikt nieproszony nie pomyślał, że uciekam. Wtedy od razu albo byłbym podejrzany albo... podejrzany. Tu nie ma albo. Jeśli szybko poruszasz się na odludzi z automatu jesteś na celowniku łowców. Nie wiem jak działa ten system, ale tak już jest.
Zsunąłem kaptur z głowy, tak, tak. To także było podejrzane. Jak prawie wszystko dla typowego łowcy-idioty. Spacer zapowiadał się bez żadnych rewelacji, jednak nagle tuż przed moimi oczami przemknęła strzała. Wyhamowałem w ostatniej chwili by nie stracić nosa. Uderzyła w drzewo, więc od razu spojrzałem w drugą stronę. Moim oczom ukazał się młody, czarnowłosy chłopak, który przyglądał mi się z kwaśną miną.
- Nie wiesz, że to teren ćwiczeń Łowców? - zapytał mierząc mnie lodowatym spojrzeniem niebieskich oczu.
- Nie wiedziałem, pochodzę z daleka - wyjaśniłem, chociaż oczywiście kłamałem jak z nut.
- Teraz wiesz, więc lepiej stąd spadaj - odparł, ja wywróciłem oczami i ruszyłem dalej, na co on dodał - w drugą stronę bliżej do granicy.
- Ale cel mojej podróży jest tam - powiedziałem kiwając głową w stronę, w którą szedłem.
Minęła chwila, a chłopak już był przy mnie. Tak, to na pewno nie był kadet, w dłoni trzymał broń.
- Mam gdzieś cel twojej podróży - odparł - zmiataj stąd póki mam dobry humor.
Uśmiechnąłem się do niego słodko. Widać było, że jeszcze bardziej go zdenerwowało. Od razu wymierzył bronią we mnie. Był to lekki miecz, więc zakładałem, że na treningach nie szedł w siłę lecz zwinność i szybkość, w sumie to nawet lepiej. Łatwiej przejąć nad takimi kontrolę z pomocą mojej mocy, nie chciałem się jednak od razu ujawniać.
- Słuchaj... może się dogadamy? - zaproponowałem.

<Andy, skarbie?>

Arachne Gergerzo

http://www.mobilmusic.ru/mfile/d6/d2/06/1263293.jpg
Właściciel: KasztanowyKoń12

Brzytwa
Wiek: 21 lat
Mistrz: Oroah


Łuk z runami

Charakter: Arachne to miła i sympatyczna dziewczyna. Potrafi pomóc każdemu, kto tego potrzebuje. Łatwo zaprzyjaźnia się z innymi, chociaż nie zawsze te przyjaźnie są szczere lub prawdziwe. Trochę trudniej się zakochuje, ale jak już się zakocha, to szczerze i prawdziwie. 

Aparycja: Wysoka, szczupła, dobrze zbudowana dziewczyna. Ładna twarz, długie włosy, płaski brzuch, piersi duże, ładne wcięcie w talii, która jest wąska, nogi długie i zgrabne.

Rodzina: Sami jej o niej powiedzcie

Partner/ka: Nie ma, ale chętnie się zakocha.

Historia: Gdyby tylko coś pamiętała. Wie tylko tyle, że zaczęła być szkolona w wieku trzynastu lat. To tyle.

Ciekawostki: 
~ Jest w 100% biseksualna.
~ Wspaniale posługuje się bronią. Obojętnie jaką.
~ Ma własnego rumaka o imieniu Sztylet
~ Kocha słodycze, ale je ich bardzo mało
~ Nienawidzi kłamców
~ Uwielbia uczucie zakochania się
~ Gdy już się zakocha to zrobi wszystko, aby jej sympatia ją zauważyła i, może, zakochała się w niej
~ Jej imię z greckiego znaczy 'pająk' lub 'tańcząca w sieci'

Zainteresowania:
~ Jazda konna
~ Czytanie
~ Spacery późno w nocy po ponurych miejscach (cmentarze, lochy, itp.) lub bieganie po dachach lub wysokich budynkach
~ Sama uczy się mnóstwa zaklęć
~ Polowanie jest jej całym życiem, tak jak jazda konna
~ Wiele innych, dowiesz się, gdy ją poznasz

Inne Informacje: 
~W wieku 14 lat została zgwałcona przez swojego nauczyciela i jego kolegów. Od tamtego czasu jest bardzo nieufna wobec starszych mężczyzn. Może porozmawiać tylko z chłopakami w jej wieku
~ Ma uczulenie na orzechy, dlatego nie może ich jeść.
~ Nie lubi, gdy ktoś jej przerywa, gdy mówi. Gdy ktoś to zrobi, od razu przestaje mówić dalej i czeka, aż przerywacz ją przeprosi i pozwoli mówić dalej.
~ Jest odporna na wszelkie klątwy rzucane na nią przez Magów
~Bardzo dobrze zna zaklęcia dopuszczane przez Łowców i z nich użyciem potrafi pokonać wielu magów
~ Pisze wiersze, ale nikomu ich nie pokazuje. Tylko bliskim przyjaciołom. Może Tobie też je pokaże?
~ Ufa jej mnóstwo osób, zwłaszcza takich, którzy byli krzywdzeni w przeszłości. Sama wiele przeżyła, dlatego rozumie ludzi, którzy zostali np. zgwałceni, pobici i próbuje im pomóc.

17.07.2017

Otwarcie

W imieniu całej administracji pragnę powitać wszystkich nowo przybyłych na nasze włości. 
Mamy szczerą nadzieję, że blog się rozwinie i dołączą się do niego nowe osoby. 
Zapraszamy do zapoznawania się z fabułą oraz regulaminem, a także do wysyłania formularzy.
No i niech pisanie się zacznie!

~Zarząd Bloga

Andreas Smith

Właściciel: gabriel12

Andreas | Smith| Andy
18 lat
Mistrz: Aaron


Posługuje się mieczem, na którym są wyryte runy. 

Charakter: Obojętność, samotność i chłód łażą za nim jak zbity pies. Stara się jak najlepiej zachować spokój (jest jak oaza spokoju), mimo iż jego wybuchowy charakter na to nie pozwala, a jednak. Wewnątrz potrafi toczyć rzeź, gdy w trakcie kłótni zachowuje zimną krew i stoicki spokój. Jednakże, gdy nerwy puszczają wodzy jest jedną, wielką chodzącą katastrofą, niemogącą nad sobą zapanować. Andre dla nowo poznanych nie jest przyjaźnie nastawiony, próbuje ich na każdy możliwy sposób spławić. Jeśli ktoś przetrwa z nim dzień, drugi, trzeci to znaczy iż jakoś przebija się przez niewidzialny gruby mur, jakim siebie otacza. Normalnie jest miły i sympatyczny, ale i tak potrafi być sarkastyczny, gdy jest poirytowany. Dla obcych uszczypliwe komentarze nie znają granic, chyba, że potrafisz zainteresować go swoją osobą. Nie znosi wszechwiedzących osób, obnoszących się niczym paw wszystkim co mają. Niektórzy zwą go "wredną mendą", wprawdzie nie chce pokazywać iż jest miły, ale nie okłamujmy się... nie wychodzi mu to. Czasami jest wesoły, czasami przybity... jak każdy. Stara się nie wyróżniać. W sprawach sercowych cóż, nie przepada za ich słuchaniem, ale jeśli jakiś przyjaciel ma problem, bądź zmagania, Andre jest najlepszym pomocnikiem. Nie odwróci się plecami od potrzebującego, bywa nawet i uparty od osła, jakby miał iść po trupach by kogoś spiknąć to tak będzie. Lojalny, zawsze wysłucha i ciepły, jednak nie dla wszystkich te profity są dostępne- trzeba sobie zasłużyć na jego uznanie.



Aparycja: Andreas to stosunkowo niski chłopak mierzący zaledwie 164 cm. Normalnie ma krótkie, kruczoczarne włosy (choć czasami zapuszcza do obojczyka) ułożone w nieładzie. Grzywkę przeważnie nosi na prawo, choć zdarza mu się zaczesać ją na przeciwną stronę, bądź do góry. Twarz chłopaka charakteryzuję się delikatnymi rysami i nieskazitelnie czystą, bladą cerą, idealnie komponującą się z wyblakłym błękitem tęczówek. Posiada tylko bliznę rozpościerającą się aż znad łuku brwiowego, przechodzącą przez powiekę i sięgającą do żuchwy. Postura Andre jest smukła, jednakże nie wygląda jak patyczak, czy też jakby się głodził, ani jak napakowany worek kartofli - cechuje je skromność i prostota. Ot co ciało bez skazy zwykłego nastolatka, który uwielbia biegać i wymachiwać mieczem. Często ubiera schludne czarne ubrania, jednak nie gardzi innymi kolorami, chętnie ubierze np. czerwoną bluzę. Można powiedzieć, że ma świra na punkcie masek - zawsze jakąś nosi, aby zakryć tylko tą jedną niedoskonałość, która nadaje mu jedynie uroku- bliznę. Do tego nie ma bata by nie założył swojego stroju, nad którym się męczył własnoręcznie go szyjąc. Pod tym uszytym płaszczem chowa miecz, teoretycznie nigdy się z nim nie rozstaje, zawsze nosi ukryty, zwykły sztylet w bucie.



Rodzina:  Jego rodzice go porzucili, gdy miał zaledwie dwa lata, więc nawet choćby chciał nie zna ich i znać nie będzie aż po kres swych dni.

Partner/ka:
Nie przyzna się kto mu wpadł oko, ale doskonale to skrywa np. udaje, że podoba mu się ktoś inny, a jest doskonałym aktorem. (homoseksualny)

Historia:
Nie jest tu zbyt wiele do opowiadania, w każdym bądź razie szczegółów oszczędzę - Andre i tak nie opowiedziałby nikomu dokładnie co się stało. W skrócie:  miał ciężkie życie za dziecka, pełne przemocy i fobii, z którymi sam stoczył wewnętrzną wojnę. Nim jednak przybył do klasztoru zdołał kilkanaście razy się przekonać, jak bardzo można dostać po dupie od losu i pseudo przyjaciół. 

Ciekawostki:


  • Nienawidzi kobiet - mając zaledwie siedem lat został zgwałcony przez kilka dziewczyn, młodszych od siebie i starszych; po 50 w sierocińcu, gdzie początkowo stacjonował. Dopiero gdy oddali go łowcą, mógł sam spokojnie zmierzyć się z traumą, z której wynikło iż najlepiej będzie unikać kobiet. Dlatego też, jego orientacja jest taka, jaka jest, a nie inna. Rzadko kiedy przyjaźni się z dziewczynami, po prostu im nie ufa, albo nie chce z powrotem przeżywać wszystkiego do początku. Jeśli, którejś się uda, może być z siebie dumna; przebije najgrubszy mur jakim jest otoczony, a ona będzie mieć jako jedyna dostęp do jego świata.
  • Jako, że nie jest osobą, która potrafi perfekcyjnie walczyć mieczem i mogą mu go wytrącić to nosi sztylet- od tak by się mógł obronić. Nie jest on jakiś specjalny, ot co zwykły kawałek żelaza.
  • Bandaże i maski są dla Andre całym dobytkiem,  zazwyczaj siedzi w swoim pokoju i je robi. Niestety nie jest przychylnie nastawiony na robotę na zamówienie, chyba, że potrzebuje pilnie funduszy.
  • Z blizną na twarzy wiążą się niemiłe wspomnienia, jeszcze z placówki, w której przebywał. Szczegółów jednak nigdy nikomu nie zdradził - robi się drażliwy, jeśli ktoś go o nią pyta.
  • Ma bzika na punkcie kotów, co z tego, że już ma jednego, który wabi się Mort. Najchętniej zaadoptowałby wszystkie, ale resztki normalności mu na to nie pozwalają.
  • Kiedy widzi jakikolwiek duży bałagan, ma wrażenie, że za chwile umrze jeśli go nie posprząta - trochę pedantyczne podejście, ale toleruje niewielki nieporządek. 

Zainteresowania:

  • Biblioteka jest jego drugim domem, nie ważne która jest godzina, obiadowa, czy śniadaniowa. On zawsze buszuję w książkach i szuka czegoś dla siebie - a to jakiś kryminał, fantastykę, czy też naukowe. Nawet tu potrafi oddać się głębokim przemyśleniom o wszystkim i niczym.
  • Spacer w nocy dla niego to nic, ale po dachu, cmentarzu, opuszczonych miejscach to dopiero przyjemność. Błąkanie się wszędzie w ciszy, jest wręcz wryte w jego głowie niczym dziesięć przykazań. Północ czy tam trzecia w nocy, on wymyka się z pokoju i idzie w swoim kierunku. 
  • Przeważnie, gdy spaceruje napotyka się na martwe zwierzaki, czasami znajduje też szczątki ludzkie i co ciekawsze, rozmyśla nad nimi. Interesuje się wprawdzie życiem, tym co napotkało tego biednego królika, to jak zginął ten człowiek czy został zagryziony przez wilka... 
  • Sam uczy się starożytnych sztuk walki, w końcu to co jest w programie nie satysfakcjonuje bruneta tak jakby tego chciał. 
  • Broń, co z tego, że muszą mieć jedną. Andy nie byłby sobą, gdyby chociaż nie znał każdego rodzaju i zastosowań, dostałby nerwicy. 


 Inne Informacje:


  • Słodycze wręcz kocha, czekolada? Bardzo mile widziana! Ot co, to klucz do przyjaźni, a raczej taryfa ulgowa.
  • Jeśli chodzi o fobie, to panicznie boi się os i szerszeni, pszczół nie aż tak, ale to jak z dzieciństwa zostało tak jest.
  • Na nadgarstkach posiada drone blizny po paznokciach gwałcicieli.
  • Uwielbia patrzeć na krew; swoją czy cudzą obojętne, jak i na  wszelakie istoty (tudzież zwierzęta i ludzie) w agonii.
  • Często sięga po używki typu alkohol i papierosy, nie umie bez nich żyć i funkcjonować w świetle dziennym. 
  • Jest sado-maso.


Noctis Lucis Black

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/7d/f0/b2/7df0b2e3f9a0e91f5ab7ec952105046a.jpg
Właściciel: karolina230301

 Noc | Black | albo po prostu Noctis
Magia Krwi
19 lat


Charakter: Noc jest niezwykle irytujący od pierwszego wejrzenia. Nawet świętego potrafi wyprowadzić z równowagi jego opanowanie, pewność siebie i drwiący uśmiech przyklejony do twarzy. Jest typem, który uwielbia kontrolować sytuację i najlepiej się czuje w miejscach, które zna i przestudiował. Zdarza mu się nader często zachować jak rasowy dupek lub kretyn, a okazyjnie jak i to i to. Nie lubi przegrywać, jednak jeśli już go to spotka liże rany w samotności i od razu szykuje zemstę. Do każdej sytuacji układa niezliczoną ilość scenariuszy, by nic go nie zaskoczyło.Widać od razu, że ma duszę myśliwego, która nie pozwala mu porzucić, ani nawet spuścić wzroku z celu, który sobie obierze. Jeśli tylko chce, lub czuje, że nie ma z kimś szans potrafi być miły, nieco sarkastycznie, ale jednak miły. Bardzo dobry z niego blefiarz i kanciarz. Czasem wydaje się nieco nadpobudliwy, a także niecierpliwy, ale nic bardziej mylnego. Potrafi czekać na swój cel i to bardzo długo. Noc bardzo dobrze wyczuwa emocje innych, a raczej zgaduje je z doświadczenia, jednak nie zawsze wie jak zachować się wobec nich. Pod tym względem zachowuje się jak typowy socjopata. Kiedy już to mamy uzgodnione nic dziwnego pewnie, że jest bardzo bezpośredni i rzadko kiedy interesują go emocje, które wywoła tym w innych.
No dobrze, skoro jego negatywne strony mamy już opisane teraz można przejść do tych pozytywnych i neutralnych, których nie jest zbyt wiele. Większość jego cech pozytywnych ujawnia się, kiedy się z nim zaprzyjaźnisz, co jest trudne. Możesz wtedy obrócić jego cechy negatywne przeciwko innym, a Noc raczej nie powinien mieć nic przeciwko.


Aparycja: Jego charakterystyczną cechą jest, że mimo jego niskiego wzrostu (170 cm) zawsze patrzy na ludzi z góry. Ma wysoko zadartą głowę i postawę godną króla. Praktycznie nie ma chwili, kiedy na jego twarzy nie gościł  drwiący, słodko-pierdzący uśmiech. Co do innych aspektów jego wyglądu... Jego oczy, które zawsze na każdego patrzą z pogardą mają kolor głębokiej, niebieskiej toni. Posiada idealnie wpasowujący się do jego postawy zadarty nos. Jest zbudowany proporcjonalnie, przeciętnie, jest szczupły, nie ma nadmiaru mięśni, jednak nie da się ukryć, że od czasu do czasu uprawia jakiś sport. Jego blada, prawie chorobliwie biała cera idealnie kontrastuje z jego nieco przydługimi, kruczoczarnymi włosami zawsze pozostawionymi w lekkim nieładzie i ubraniami, które są zazwyczaj w ciemnych barwach.

Jedna z form, które potrafi przyjąć
Opis mocy Głównej: Jego magia jest nazywana jedną z najbardziej niebezpiecznych oraz najbardziej mrocznych, w ogólnej klasyfikacji znajduje się niedaleko nekromancji. Wieka moc równa się jednak z wielką nienawiścią ze strony innych. Nie ważne czy to magów, łowców czy ludzi. Noc potrafi przyspieszyć czyjś puls, a jeśli się dość dobrze skupi nawet przyprawić o zawał. Z zarówno swojej krwi jak i cudzej potrafi robić prawdziwe cuda. Począwszy od maszkar, przez bronie, a kończąc na prostych rzeczach takich jak krzesło. Magia ta pozwala także na regenerowanie krwotoków, nie tylko własnych, ale także u innych. Przy odpowiedniej koncentracji potrafi także wpłynąć na czyjeś ruchy. Może torturować ludzi przez poruszanie krwi w ich żyłach w nienaturalny sposób, co jest cholernie bolesne, jednak nie potrafi tego robić na tyle mocno, by kogoś zabić.

Moce Słabsze: Nekromancja | Telepatia | Kontrola Umysłu

Rodzina: Oboje rodzice nie żyją (ojciec należał do łowców, a matka zginęła kilkanaście lat temu przez ukrywanie go przed Klasztorem) A no i ma dwóch braci, obaj to łowcy (Nico i Milo), nie ma z nimi kontaktu

Partner/ka: -- (bi)

Jedna z form, które potrafi przyjąć
Historia: Najciekawsza część historii tego chłopaka łączy się z chwilą, kiedy Łowcy przyszli po niego i jego brata bliźniaka - Nico. Mieli oni iść w ślady ojca i starszego brata - Milo, jednak od nocy, kiedy zapukali do drzwi było jasne, że Noc pójdzie w ślady swego dziadka, który trzeba wspomnieć, że należał do Czarnych Demonów. Noc w przypływie gniewu nie zapanował nad swoją mocą, zabił jednego z łowców i musiał uciekać. Spotkał się z ojcem w dniu jego śmierci. Rodziciel oddał za niego życie samemu ginąc z ręki swojego wspólnika, kiedy odmówił zabicia syna. Jak widać najmłodszemu z Blacków udało się uciec, szybko trafił na Nero, który dopiero uczył się dogadywać z obecnymi Prefektami. Nieźle zalazł mu wtedy za skórę, ale gdyby nie wyrozumiałość maga dzieciak skończyłby na ulicy. Zawdzięcza mu życie, mimo że w ich relacjach nigdy nie widać wdzięczności Noca. Pomagał Prefektom w ogarnięciu domu. Gdyby był wtedy starszy pewnie wskoczyłby na miejsce Oriona, ten plan jest obecnie omawiany.


Zainteresowania: Alkohol i środki odurzające często można widywać w jego pokoju, do którego jednak mało kogo wpuszcza. Pod ich wpływem staje się nieco udobruchany i nawet zdarza się, że jest miły. Często czyta przede wszystkich książki naukowe, zwoje o magii i runach, a także poezje. Często zdarza mu się także siedzieć w nostalgicznych stanach, a wtedy staje się świetnym filozofem.

Ciekawostki:
  • Ma uczulenie na pewną paproć, po której dostaje wysypki, jednak nie rośnie ona w górach północnych
  • Nie przepada za cukrem i słodyczami
  •  Nie za dobrze jeździ konno, po prostu nie umie dogadać się z koniem
  • Boją się go zwierzęta. 
  • Nie lubi wody, a nawet odczuwa lekki niepokój będąc przy większych jej zbiornikach