28.07.2017

Od Felixa do Astarotha

Sprawdziłem zegarek, było parę minut po północy, ale ja po prostu nie mogłem już wysiedzieć w tym cholernym domu. Zdecydowanie nie nadawałem się do siedzenia w zamknięciu, a co najgorsze byłem w Domu jedynym Zielarzem. Nikt mnie nie rozumiał i zawsze kiedy mówiłem o wyjściu z domu wszyscy odsyłali mnie mówiąc, że tam jest dla mnie zbyt niebezpiecznie. Chodziłem już prawię po ścianach, dlatego postanowiłem wyjść z pokoju. Ruszyłem na dół i zauważyłem, że w kuchni pali się światło, więc wszedłem do niej niepewnie. 
- Noc? Co ty robisz tu o tej godzinie? - zapytałem sztucznie zaspanym głosem. 
Brunet zerknął na mnie przez ramię i wzruszył ramionami. 
- Robię kanapki, nie widać? - odparł również pytaniem.
Nadąłem policzki, zdecydowanie nie zadowalała mnie ta odpowiedź. Ani ociupinkę. Chciałem z niego wyciągnąć dużo więcej. 
- Ale po co? - zapytałem dziecinnie.
Podszedłem wolno i zerknąłem mu przez ramię wychylając się mocno w bok.  
- Bo wychodzę i prawdopodobnie zgłodnieję - wyjaśnił ignorując mnie. 
Niezbyt mi się to spodobało, ale nie miałem zamiaru być dla niego wrednym, bo wiedziałem, że wtedy nic mi nie powie. 
- Gdzie wychodzisz? - znowu rzuciłem w niego pytaniem, niczym nadpobudliwy trzylatek. 
- Na spacerek. Umówiłem się - odparł zbierając kanapki do plecaka. 
Nagle w mojej głowie zaświeciła się jakby lampka, no tak! To była jedyna osoba, która na pewno by mnie tam zabrała. Nie mogłem przegapić takiej szansy. Zobaczył jednak ekscytację malującą się na mojej twarzy i pokręcił głową przecząco. 
- Nie ma takiej opcji - odpowiedział na jeszcze nie zadane pytanie. 
Znów naburmuszyłem się obrażony. Mnie nie zabierze? Nie ma takiej opcji. Wiedziałem, że mam na niego parę haków, ale wolałem zacząć od czegoś przyjemniejszego. 
- Proszę... zabierz mnie, pomogę Ci z tymi roślinkami pod łóżkiem - zadeklarowałem, bo byłem powiem, że sam nie da rady. 
Popatrzył na mnie chwilę, po czym uśmiechnął się przebiegle. Także uśmiechnąłem się, ale w nieco bardziej przyjazny sposób. 
- Dobrze, ale tylko na chwilę i nie odchodź daleko od portalu, jasne? - zapytał, chyba miał jakiś plan, ale mnie to nie obchodziło. 
Liczyło się tylko to, że wyrwę się z tego wariatkowa. 
- Absolutnie! - odparłem z szerokim uśmiechem. 
Pół godziny później byliśmy już w lesie na dość sporej polanie. 
- Pamiętaj, jeśli ktoś zobaczy twoje tatuaże jesteś martwy, jeśli ktoś zobaczy twoje moce jesteś martwy, najlepiej w ogóle z nikim nie rozmawiaj, ani nikomu się nie pokazuj - poinstruował mnie brunet. 
Pokiwałem twierdząco głową z szerokim uśmiechem. Usiadłem na ziemi po turecku i przesunąłem pacami po ziemi zadowolony. Po chwili mój opiekun oddalił się na umówione spotkanie, a ja zostałem sam. Nie miałem zamiaru się jednak nigdzie iść, a po prostu siedzieć tak i napawać się otoczeniem. To mi w stu procentach wystarczyło. Nie mogłem jednak w spokoju siedzieć tak nawet kilkudziesięciu minut, bo z rozmyślań wyrwał mnie szelest zarośli. Podniosłem wzrok, a moim oczom ukazał się wysoki brunet, który właśnie wchodził na polanę. Zmierzyłem go wzrokiem, byłem pewny, że jest łowcą. No cóż... łowca czy nie, nie ważne. Uśmiechnąłem się do niego uprzejmie. Zatrzymał się w pierwszej chwili nie wiedząc co zrobić, pewnie przypominałem halucynacje. Wolno podniosłem się z ziemi i otrzepałem spodnie. 
- Dzień Dobry - przywitałem się pokazując szereg białych zębów. 

< Ash?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz