26.07.2017

Od Andreas'a C.D. Noctis'a

Szliśmy w ciszy, w każdym bądź razie nam ona nie przeszkadzała. Odprowadzałem Noc'a do miejsca, w którym się spotkaliśmy tak na wszelki wypadek, by nie wszedł w pułapki. Zatrzymałem się nagle, słysząc swego rodzaju piskanie małego pisklątka, a raczej tak je kwalifikowałem. Zmrużyłem oczy oglądając się siebie, czarnowłosy stał tuż obok mnie patrząc pytającym wzrokiem. 
Przyłożyłem tylko palec do ust i bez słowa skierowałem się w stronę drzewa, z którego ów pisk dochodził. Stąpałem cicho po runie, aby nie spłoszyć zwierzaka, odgarnąłem delikatnie krzaki, a wtem zauważyłem puszystą, białą kuleczkę.
- Ooo, jaki słodziak - nie mogłem powstrzymać się przed rozczulaniem nad istotką. Ostrożnie odplątałem łapkę, która zaklinowała się między gałązkami krzewu i wziąłem stworka na ręce. 
Błękitnooki przekrzywił lekko głowę, przyglądając się całej tej scenie, a ja miziałem mięciutkie futerko Puszka. Ta, inna nazwa na to nie pasuje. 
- Ym, przyszedłeś może ze strony topielców? - spytałem podnosząc na niego na chwilę wzrok i znów wróciłem do kulki. 
- Może, a co? - zmarszczył brwi w zastanowieniu. 
Podszedłem do niego z włochaczem, a ten ochoczo wskoczył Noctis'owi na ramię. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Widzisz kuleczko... Ten pan cię zaprowadzi z powrotem do domku- powiedziałem do maleństwa, które popiskiwało szczęśliwe. Przymilało się do niego, łasząc do szyi wyższego mężczyzny. Rozczulający widok, eh, że też miałem do takich rzeczy słabość będąc łowcą. 
- Jaki on jest słodki, jasne, że go zaprowadzę - odparł również rozczulony mój nowy kolega, znaczy, był spoko więc chwilowo tak o nim sądziłem, aczkolwiek mogło to się zmienić w każdej chwili. Jeśli trochę z nim dłużej będę gadać, to może nim zostać, póki co była to tylko wysunięta teoria, a jak będzie w praktyce...zobaczymy.
 Poczochrałem lekko łepek kudłacza żegnając się z nim.
- To do kiedyś tam- rzuciłem krótko do Noc'a.
Pomachałem mu i ruszyłem w kierunku klasztoru, byłem zmęczony albo i nie... Sam już nie wiedziałem. Na miejscu musiałem żreć się z paroma idiotami, przez co znów naruszyli mój dobry humor co poskutkowało niemożnością w zaśnięciu. Nawet kot mi na to nie pozwalał, eh, wszyscy się na mnie uwzięli czy co do kija? 



Minęło może sześć dni od dnia, kiedy spotkałem tego dziwaka. Do normalnym rzecz jasna nie należał, chyba ja także... 
Spacerowałem sobie tego popołudnia w masce i płaszczu po lesie. Wdrapałem się na jedną z gałęzi solidnego drzewa, z którego trenowałem celność w rzutach sztyletem. Ćwiczenie było faktycznie rutynowe do póki nie zauważyłem znajomej mi postury z daleka. Wszedłem nieco wyżej ukrywając się w liściach, dobrze się składało że przechodził właśnie pod gałęzią na której siedziałem. Czekałem na odpowiedni moment i skoczyłem na niego łapiąc za ramiona. Poleciał do razu do tyłu na glebę, a ja z szerokim uśmiechem satysfakcji sięgnąłem do maski, zdejmując ją z twarzy.
- No siema - przywitałem się siedząc na nim.
- No hej młody. Utrzymujesz taką samą wagę - zauważył.
- Skąd wiesz ile ważyłem wcześniej ? - zmrużyłem oczy patrząc na niego podejrzliwie, aczkolwiek zszedłem z niego podając rękę by pomóc wstać. 

<Noc? >



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz