18.07.2017

Od Noctisa do Andreasa

Od rana wokół domu wznosiła się mgła, było wilgotno, a niebo było całe zakryte przez szare chmury, z których raz na jakiś czas padał deszcz. Nie umiałem się na niczym skupić. Dosłownie, toaleta też odpadała. Chodziłem po kolei po wszystkich piętrach nie mogąc sobie znaleźć miejsca, aż w końcu skończyłem w lochach, jak dość często, gaworząc z Victorem.
- No właśnie widzisz, mamy nowy portal, ale Orion jeszcze nie ustalił dokąd prowadzi - wyjaśnił nieco starszy ode mnie mag.
- Nie pomyślał żeby może do niego wejść? - zapytałem, chociaż wiedziałem, że to głupie.
- Jest niestabilny, poza tym chyba ci odbiło, że ktokolwiek dostanie na to zgodę - odparł wciskając dłonie w kieszenie.
- Wiesz, że ja nie potrzebuję zgody - powiedziałem niby od niechcenia.
Victor wywrócił oczami słysząc moje słowa. Tak, stanowczo to wiedział, aż za dobrze. Wiedział, że jeśli czegoś chcę to po prostu to robię i nie raz już dostało mi się po głowie od Nero, albo Dante. Nigdy mnie to jednak nie zraziło do dalszego naginania zasad. Szliśmy kilka minut w ciszy.
- Domyślam się po co tu przyszedłeś, ale nie rozumiem czemu uraczyłeś mnie rozmową - odezwał się w końcu szatyn spoglądając na mnie kątem oka.
- Pomyślałem, że będzie ci miło... poza tym i tak zauważyłbyś, że mnie nie ma, a tak jest prościej... No wiesz, nie muszę się przekradać i te sprawy - wyjaśniłem mojemu towarzyszowi.
- Jesteś chory, w końcu to, co odstawiasz cię to zabije - powiedział, a kiedy zauważył uśmiech na mojej twarzy od razu się skrzywił - tak, tak, będę Cię krył.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - odparłem i lekko uderzyłem pięścią w jego ramię.
Westchnął zmęczony tą wymianą zdań i po prostu skręcił do portalu, który mnie interesował. Naciągnąłem na głowę kaptur czarnej peleryny. Po chwili wędrówki dotarliśmy do okrągłego, pionowego talerza, który prowadził w sam środek lasu.
- Uważaj na siebie - powiedział automatycznie, chociaż wiedział jak będzie to wyglądać.
Zasalutowałem mu i wszedłem do portalu. Od razu znalazłem się w ciemnym lesie, było to prawie jego centrum, więc w to miejsce docierało bardzo mało światła, a nad moją głową ciasno splatały się ze sobą gałęzie. Przeciągnąłem się leniwie. Tak zabawa zapowiadała się przednia. Rozejrzałem się dookoła. Niby ani żywej duszy, ale czy rzeczywiście tak było? No nie do końca.
Rzuciłem się biegiem przed siebie omijając kilku topielców. Uwielbiali tą niepozorną część lasu i korzystać z nieuwagi innych. Jednak to czego szukałem było w zupełnie innym miejscu. Od mojego celu oddzielał mnie niezły kawałek lasu. Szybko dotarłem do jednej z mniejszych ścieżek i na niej zwolniłem. Nie tyle musiałem odpocząć, chociaż o to też chodziło, co bardziej nie chciałem by nikt nieproszony nie pomyślał, że uciekam. Wtedy od razu albo byłbym podejrzany albo... podejrzany. Tu nie ma albo. Jeśli szybko poruszasz się na odludzi z automatu jesteś na celowniku łowców. Nie wiem jak działa ten system, ale tak już jest.
Zsunąłem kaptur z głowy, tak, tak. To także było podejrzane. Jak prawie wszystko dla typowego łowcy-idioty. Spacer zapowiadał się bez żadnych rewelacji, jednak nagle tuż przed moimi oczami przemknęła strzała. Wyhamowałem w ostatniej chwili by nie stracić nosa. Uderzyła w drzewo, więc od razu spojrzałem w drugą stronę. Moim oczom ukazał się młody, czarnowłosy chłopak, który przyglądał mi się z kwaśną miną.
- Nie wiesz, że to teren ćwiczeń Łowców? - zapytał mierząc mnie lodowatym spojrzeniem niebieskich oczu.
- Nie wiedziałem, pochodzę z daleka - wyjaśniłem, chociaż oczywiście kłamałem jak z nut.
- Teraz wiesz, więc lepiej stąd spadaj - odparł, ja wywróciłem oczami i ruszyłem dalej, na co on dodał - w drugą stronę bliżej do granicy.
- Ale cel mojej podróży jest tam - powiedziałem kiwając głową w stronę, w którą szedłem.
Minęła chwila, a chłopak już był przy mnie. Tak, to na pewno nie był kadet, w dłoni trzymał broń.
- Mam gdzieś cel twojej podróży - odparł - zmiataj stąd póki mam dobry humor.
Uśmiechnąłem się do niego słodko. Widać było, że jeszcze bardziej go zdenerwowało. Od razu wymierzył bronią we mnie. Był to lekki miecz, więc zakładałem, że na treningach nie szedł w siłę lecz zwinność i szybkość, w sumie to nawet lepiej. Łatwiej przejąć nad takimi kontrolę z pomocą mojej mocy, nie chciałem się jednak od razu ujawniać.
- Słuchaj... może się dogadamy? - zaproponowałem.

<Andy, skarbie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz