20.07.2017

od Arachne do Andreasa

        Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju przez lekko rozsunięte zasłony. Usiadłam na łóżku, przecierając oczy. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Ale po chwili sobie przypomniałam. Jestem w Klasztorze Łowców. Odrzuciłam kołdrę na bok i wyszłam z łóżka. Skierowałam się w stronę okna. Odsunęłam ciężkie kotary na boki i wyjrzałam na zewnątrz. Słońce było już wysoko na nieboskłonie i oświetlało drzewa rosnące jedno przy drugim. Otworzyłam okna na oścież, aby do mojego pokoju wleciało trochę świeżego powietrza. Odeszłam od okna i podeszłam do szafy z ubraniami, po czym otworzyłam ją. Spojrzałam na moje ciuchy. Wybrałam czarną bokserkę i legginsy. Z szuflady wzięłam jeszcze bieliznę i poszłam do łazienki, zabierając po drodze ręcznik wiszący na grzejniku. Zamknęłam drzwi na klucz, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i czekałam, aż zmieni temperaturę. Po pięciu minutach wyszłam z łazienki ubrana i umyta. Podeszłam do lustra wiszącego nad moją komodą i spięłam włosy w wysoką kitkę. Zbiegłam po schodach i weszłam do stołówki dla Łowców. 
        Nie mogę nadal w to uwierzyć. Skończyłam trening dla Łowców trzy lata temu. Była to mordercza walka o przetrwanie. Czasami chciałam się poddać, ale w głowie nadal miałam słowa mojego starego mistrza, Aruna: 'Gdybyś się poddała, Łowcy ponieśli by wielką porażkę, tracąc tak utalentowaną dziewczynę, jak Ty'. Powiem szczerze, nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Nigdy w życiu nikt mnie tak nie pochwalił. Nie wiem, czy powiedział to z litości, czy po to, żeby podnieść mnie na duchu? Nie wiem. Jestem tu od niecałych trzech dni, ale i tak jestem ciekawa, czy Oroah, mój nowy mistrz, kiedyś pochwali mnie tak samo.
        Nie myśląc więcej, podeszłam do stołu i usiadłam na jednym z krzeseł. Stół był zastawiony mnóstwem jedzenia: chlebem, mięsem, serem, sałatkami, owocami i warzywami i rożnego rodzaju sokami. Do wyboru, do koloru. W końcu, ze względu na utrzymanie dobrej formy, wybrałam kalafiora gotowanego na parze i dwa kawałki chleba. Do picia wzięłam zwykłą wodę z cytryną. Gdy zjadłam wyszłam ze stołówki i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych. Po otwarciu ich uderzył we mnie podmuch ciepłego wiatru. Szybko założyłam buty i wybiegłam na dziedziniec. Postanowiłam przebiegnąć się po lesie. Zaczęłam się rozciągać, żeby nie złapać kontuzji po drodze lub żeby nie naciągnąć niczego. Kiedy skończyłam, zaczęłam biec truchtem. Znalazłam wyraźną ścieżkę, po której zaczęłam biec. Po około pół godziny biegu zatrzymałam się, żeby odpocząć. Znów zaczęłam się rozciągać.
        Godzinę później byłam z powrotem na dziedzińcu. Zauważyłam, że rozwiązała mi się sznurówka, więc kucnęłam, żeby ją zawiązać. Gdy już to zrobiłam, wstałam i poczułam, że uderzam w coś ręką. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam bruneta trzymającego się za nos.
– O matko, przepraszam! – powiedziałam szybko i podeszłam do niego. – Nic ci nie jest? – spytałam.
– Nie, wszystko dobrze. – odpowiedział jakby od niechcenia. – Ale na przyszłość mogłabyś uważać. – dodał szybko. Zauważyłam, że ma bliznę przebiegającą przez lewe oko. Ale nie spytałam go, od czego ją ma. Czułam, że i tak nie chciałby mi odpowiedzieć.
– Naprawdę przepraszam. Nie zauważyłam cię. – powiedziałam. – Następnym razem będę się rozglądać. – dodałam z lekkim uśmiechem.
– Kim ty w ogóle jesteś? – zapytał nieznajomy i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
– Arachne. Arachne Gorgerzo. Łowca. Jestem tu od niecałych trzech dni i nikogo jeszcze nie znam.
– Co robiłaś tak wcześnie na zewnątrz? – zadał kolejne pytanie. – Jest dopiero piąta trzydzieści rano. Łowcy zazwyczaj o tej godzinie jeszcze śpią.
– Naprawdę jest tak wcześnie? Nawet nie spojrzałam na zegar. – odpowiedziałam szczerze zaskoczona. – A odpowiadając na twoje pytanie, biegałam, żeby utrzymać formę.
– Kto mądry biega tak  wcześnie rano? – zadał to pytanie, jakby sam do siebie. Wyglądał na serio zdziwionego.
– Ja biegam. Lubię to. A co? Ty tego nie robisz?
– Nie. Tak w ogóle to musze już iść. – powiedział chłopak, wymijając mnie. Szybko złapałam go za rękaw, przez co ten znowu się do mnie odwrócił.
– Może powiesz mi chociaż, komu omal nie połamałam nosa, co?
– Mam na imię Andreas. Pasuje? – odpowiedział opryskliwie chłopak.
– Może poszedłbyś ze mną do stołówki Łowców, dałabym ci lodu na ten nos, bo nie wygląda za dobrze. Poza tym, moglibyśmy porozmawiać. Co ty na to?

<Andreas? Co wymyślisz?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz