Obudziły mnie
promienie słońca wpadające do pokoju przez lekko rozsunięte zasłony. Usiadłam
na łóżku, przecierając oczy. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Ale po
chwili sobie przypomniałam. Jestem w Klasztorze Łowców. Odrzuciłam kołdrę na bok
i wyszłam z łóżka. Skierowałam się w stronę okna. Odsunęłam ciężkie kotary na
boki i wyjrzałam na zewnątrz. Słońce było już wysoko na nieboskłonie i
oświetlało drzewa rosnące jedno przy drugim. Otworzyłam okna na oścież, aby do
mojego pokoju wleciało trochę świeżego powietrza. Odeszłam od okna i podeszłam
do szafy z ubraniami, po czym otworzyłam ją. Spojrzałam na moje ciuchy.
Wybrałam czarną bokserkę i legginsy. Z szuflady wzięłam jeszcze bieliznę i
poszłam do łazienki, zabierając po drodze ręcznik wiszący na grzejniku.
Zamknęłam drzwi na klucz, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam
wodę i czekałam, aż zmieni temperaturę. Po pięciu minutach wyszłam z łazienki
ubrana i umyta. Podeszłam do lustra wiszącego nad moją komodą i spięłam włosy w
wysoką kitkę. Zbiegłam po schodach i weszłam do stołówki dla Łowców.
Nie mogę nadal w
to uwierzyć. Skończyłam trening dla Łowców trzy lata temu. Była to mordercza
walka o przetrwanie. Czasami chciałam się poddać, ale w głowie nadal miałam
słowa mojego starego mistrza, Aruna: 'Gdybyś się poddała, Łowcy ponieśli by
wielką porażkę, tracąc tak utalentowaną dziewczynę, jak Ty'. Powiem szczerze,
nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Nigdy w życiu nikt mnie tak nie
pochwalił. Nie wiem, czy powiedział to z litości, czy po to, żeby podnieść mnie
na duchu? Nie wiem. Jestem tu od niecałych trzech dni, ale i tak jestem
ciekawa, czy Oroah, mój nowy mistrz, kiedyś pochwali mnie tak samo.
Nie myśląc więcej,
podeszłam do stołu i usiadłam na jednym z krzeseł. Stół był zastawiony mnóstwem
jedzenia: chlebem, mięsem, serem, sałatkami, owocami i warzywami i rożnego
rodzaju sokami. Do wyboru, do koloru. W końcu, ze względu na utrzymanie dobrej
formy, wybrałam kalafiora gotowanego na parze i dwa kawałki chleba. Do picia
wzięłam zwykłą wodę z cytryną. Gdy zjadłam wyszłam ze stołówki i skierowałam
się w stronę drzwi wyjściowych. Po otwarciu ich uderzył we mnie podmuch
ciepłego wiatru. Szybko założyłam buty i wybiegłam na dziedziniec. Postanowiłam
przebiegnąć się po lesie. Zaczęłam się rozciągać, żeby nie złapać kontuzji po
drodze lub żeby nie naciągnąć niczego. Kiedy skończyłam, zaczęłam biec
truchtem. Znalazłam wyraźną ścieżkę, po której zaczęłam biec. Po około pół
godziny biegu zatrzymałam się, żeby odpocząć. Znów zaczęłam się rozciągać.
Godzinę później byłam z powrotem na dziedzińcu. Zauważyłam, że
rozwiązała mi się sznurówka, więc kucnęłam, żeby ją zawiązać. Gdy już to
zrobiłam, wstałam i poczułam, że uderzam w coś ręką. Odwróciłam się szybko i
zobaczyłam bruneta trzymającego się za nos.
– O matko, przepraszam! – powiedziałam szybko
i podeszłam do niego. – Nic ci nie jest? – spytałam.
– Nie, wszystko dobrze. – odpowiedział jakby
od niechcenia. – Ale na przyszłość mogłabyś uważać. – dodał szybko. Zauważyłam,
że ma bliznę przebiegającą przez lewe oko. Ale nie spytałam go, od czego ją
ma. Czułam, że i tak nie chciałby mi odpowiedzieć.
– Naprawdę przepraszam. Nie zauważyłam cię. –
powiedziałam. – Następnym razem będę się rozglądać. – dodałam z lekkim uśmiechem.
– Kim ty w ogóle jesteś? – zapytał nieznajomy
i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
– Arachne. Arachne Gorgerzo. Łowca. Jestem tu
od niecałych trzech dni i nikogo jeszcze nie znam.
– Co robiłaś tak wcześnie na zewnątrz? – zadał
kolejne pytanie. – Jest dopiero piąta trzydzieści rano. Łowcy zazwyczaj o tej
godzinie jeszcze śpią.
– Naprawdę jest tak wcześnie? Nawet nie
spojrzałam na zegar. – odpowiedziałam szczerze zaskoczona. – A odpowiadając na
twoje pytanie, biegałam, żeby utrzymać formę.
– Kto mądry biega tak wcześnie rano? – zadał to pytanie, jakby sam
do siebie. Wyglądał na serio zdziwionego.
– Ja biegam. Lubię to. A co? Ty tego nie
robisz?
– Nie. Tak w ogóle to musze już iść. –
powiedział chłopak, wymijając mnie. Szybko złapałam go za rękaw, przez co ten
znowu się do mnie odwrócił.
– Może powiesz mi chociaż, komu omal nie połamałam
nosa, co?
– Mam na imię Andreas. Pasuje? – odpowiedział
opryskliwie chłopak.
– Może poszedłbyś ze mną do stołówki Łowców, dałabym
ci lodu na ten nos, bo nie wygląda za dobrze. Poza tym, moglibyśmy porozmawiać.
Co ty na to?
<Andreas? Co wymyślisz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz