28.08.2017

Od Astarotha CD Felixa

Nie mógł spać. Często się to zdarzało. Chociaż na treningach i tak zawsze dawał z siebie 100 %. To właśnie treningi dawały mu zapomnienie. Uwielbiał siekać ostrzami, czuć ciężar w dłoni. Równie dobrze sprawdzały się proste ćwiczenia. Często wracał z poprzecieranymi do krwi kostkami, niekiedy połamanym palcami. Teraz, wręcz nie mógł uleżeć spokojnie. Przewracał się z boku na bok, to patrząc w sufit, to za okno. Po chwili wstał i wziął pierwsze lepsze rzeczy. Założył ciemne spodnie, czarną koszulkę i wysokie buty na wiele klamerek. Nie będzie tak bezsensownie trwał w nicości. Bo tak się właśnie czuł. Jedyne światło dochodziło zza okna od księżyca w pełni. Tak ładnie oświetlał wszystko, że szkoda siedzieć w taką noc. Spojrzał na haki. Przejechał palcem po runach i się uśmiechnął. Schował je i przypiął do paska. Wziął swój nieodłączny zestaw ostrzy, nie wiadomo czy się nie przydadzą, prawda? Schował je. Nie ma to jak przechadzka po lesie i być może rozpłatanie gardła kilku napotkanym potworom. Z tą myślą wyszedł z pokoju. Kierował się na sam dół do wyjścia. Nikogo nie spotkał, nikt nie śmiał go zatrzymać. Ciemny korytarz jak i schody nadawały temu miejscu fajnego mrocznego klimatu. Idealnie trafionego w gust Astarotha. Meble i ramy z ciemnego drewna, szary kamień i czerwono-złote dywany... No, czuł się ja w domu. Dosłownie. Chodź na początku myślał, że to miejsce niewiele różni się od zakładu dla młodocianych sprawiających problemy. W końcu on był jednym chodzącym problemem, młodocianym przestępcą i nie wierzył, że znajdzie sobie zajęcie w jakimś posępnym klasztorze. Jakże się mylił! Nie zdawał sobie sprawy, że tak dobrze będzie mu mieczem w dłoni. Teraz nie wyobrażał sobie jak miałby z tego zrezygnować.
Wyszedł na chłodne, rześkie powietrze. Zaciągnął się nim i zbiegł po długich schodach. Poprawił kurtkę gdy przeszedł go dreszcz. Temperatura trochę spadła... Ale i tak zawsze wolał marznąć niż by było mu za gorąco. Ruszył w las, bez swojego wiernego rumaka, który prawdopodobnie poszedł do czorta, a za dużo czasu musiałby spędzić przy poszukiwaniu gniadosza. Także na własnych nogach ruszył w gąszcz. Ręce trzymał wbite w kieszeniach, jednak bardzo blisko jelenich rogów, gładził ostre wypustki przez cienki materiał. Zobaczymy na co się natknę, tym razem. - pomyślał z cwaniackim uśmiechem.
Na pewno nie spodziewał się spotkać tam człowieka. Ba... Dzieciaka. Z początku myślał, że napotkał zjawę. Zdarzało mu się widzieć duchy, nawet je słyszał. Żelazo na duchy. - przypomniały my się słowa matki. W końcu uparcie utrzymywał, że nie ma związku z magami, ale krew to krew i czasem coś widzi, mimo wszystko. Chciał się wycofać. Już nawet dotykał rękojeści, ale gdy zmrużył oczy, zauważył swój błąd. Księżyc padł na twarz przez co wyglądała na nienaturalnie bladą. Nie za długie ryże w tym świetle włosy opadały przy oczach, których błyszczały błękitem. Chłopak przywitał się z szerokim uśmiechem na jego widok. Ash westchnął i pokręcił głową przewracając oczami. Gdy szukasz potwora a dostajesz amatora.
- Taa... Dobry. Poniekąd. Co tu robisz dzieciaku? - zapytał, przyglądając mu się uważnie.
Byli zbyt daleko by był to któryś z kadetów z klasztoru, po drugie nie zapomniałby go gdyby mignął mu wśród zebranych. Czyli był szczeniakiem magów. Jednak dzieciak to wciąż dzieciak, przecież nie zabroni mu żyć bo był tym kim był. Chociaż sam czarnowłosy rozumiał pojęcie życia trochę inaczej niż normalni ludzie.
- Tylko nie próbuj odstawiać mu tu swoich czary- mary, dobrze radzę. - uprzedził. - A wszystko będzie cacy.
To był znak, że wie o nim. Nie miał wątpliwości, że i ten rozpoznał w nim łowcę. Nie trzeba się było czarnowłosemu  długo przyglądać, po prostu akurat po nim było to widać. Oparł się swobodnie o drzewo z założonymi rękami. Był środek nocy, a ten sobie siedzi i maca trawę? Oni naprawdę są dziwni.

<Felix?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz