Dzień był bardzo
pogodny - na niebie nie było ani jednej chmurki. Postanowiłam po ciężkim
treningu rozprostować kości i się
przespacerować oraz między czasie spatrolować pobliskie tereny. Odświeżona po
treningu wybiegłam na dwór. Słońce grzało jak szalone. Ptaki ganiały się gdzieś
w koronach drzew, a ja pędziłam przed siebie, schodząc ze zbocza góry. Po
godzinie biegu lekko się zadyszałam i
zwolniłam. Na szczęście na horyzoncie znalazłam miejsce, które obrałam sobie na
cel - nieduża kępka drzew, którą od biedy można było wziąć za zagajnik. Zeszłam
z gór i zaczęłam iść przez płaski teren. Sucha trawa chrzęściła mi pod nogami.
Kiedy byłam na miejscu, zobaczyłam parę metrów od siebie pękną, dziką, młodą, klacz parzącą się w zagajniku.
Klacz była calutka biała
jak śnieg z jasnymi plamami na grzbiecie, a jej ogon, grzywa były lekko falowane i sięgały aż do ziemi.Głowę
miała dużą i nisko osadzoną. Oczy błękitne jak ocean. A jej uszy były cały czas sterczące i reagujące na każdy
cichy i głośny dźwięk, wiec nawet gdy
naprawdę cichutko do niej podeszłam żeby bliżej jej się przyjrzeć, klacz to
usłyszała i od razu podniosła swój łeb, w moją stronę, jednak nie uciekła ponieważ wtedy nie zrobiłam żadnego
gwałtownego ruchu, gdy na mnie patrzyła. I dzięki temu klacz z ciekawością na
mnie patrzyła i do mnie powolutku podchodziła, a jak była naprzeciwko mnie i miałam ją pogłaskać, za mną z prawej strony z
krzaków wyskoczył mój jeden z śnieżnych
lampartów, to przestraszyło klacz, wiec od razu wtedy uciekła, ja wtedy patrząc
na oddalającą się klacz, westchnęłam i zerknęłam za siebie na mojego śnieżnego lamparta,
który leżał na kimś, kogo upolował i
chciał wyszarpać na amant, wtedy zrozumiałam dlaczego mój kociak tak postąpi i
się nagle zjawił, po prostu chciał mnie obronić, przed osobą, która była za mną
i posiadała broń jednak po spojrzeniu na upolowaną zdobycz mego śnieżnego
lamparta, pstryknęłam palcem informując i dając polecenie mojemu kociakowi żeby upolowaną zdobycz
puścił, ponieważ uznała że owa osoba nie zagrażała mojemu życiu, nawet jak owa
osobą był mężczyzną, których tak strasznie nienawidzę, jednak nie był naszym
wrogiem na których się mścimy od początku, wiec dlatego tak zdecydowałam.Oczywiście od razu po mym sygnale kociak
zszedł z ofiary podchodząc do mnie i się łasząc , ja wtedy pogłaskałam kociaka
który usiadł koło mnie i uważnie spojrzałam na mężczyznę który wstawał z ziemi i
którego maja Lejdy złapała.
(Astaroth ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz