Zeskoczyłem z gigantycznego Sulga, a czarnowłosy za mną. Nie miałem zielonego pojęcia gdzie iść, na bagna to wiadomo, ale miałem inne plany. Z pomocą przyszedł mi głupi pomysł. Znaczy, na początku wydawał się być zabawny, mianowicie: udać się do groty małych pijawek (które swoją drogą małe nie są) - stworzeń podobnych do nietoperzy, jednakże żywiących się krwią i zbierającą różne błyskotki. Nie pamiętam jak dokładnie się nazywały, ale wiedziałem jedno. Niektóre skarby były tam doprawdy zapierające dech w piersiach i warto było się tam wkradać. No chyba, że się chciało stracić życie, to normalnie też można było wejść.
- Dokąd idziemy? - spytał, zauważając zboczenie z kursu na bagna.
Uciszyłem go tylko, wskazując palcem na grotę z szerokim uśmiechem. Spojrzał na mnie pytająco, a ja w ten czas skierowałem się do groty stąpając doprawdy cichutko po podłożu. O tej porze stworzonka te, urocze acz mordercze, spały. Błękitnooki obserwował mnie niezbyt rozumiejąc o co chodzi, a ja po prostu wkradałem się najciszej jak potrafiłem, by nie zakłócać panującej wewnątrz ciszy. Mrok nie przeszkadzał mi w widzeniu, bo jak to na łowcę przystaje, trzeba umieć widzieć w ciemności. Rozglądnąłem się po ścianach, istoty te spały typowo jak nietoperze, dlatego byłem praktycznie na czworaka by któregoś nie uderzyć. Na szczęście Noc robił to samo. Zauważyłem jak kilka tych potworów spało w kącie na ziemi, był to kąt położniczy, tak go nazwałem. Tam zawsze, bo nie pierwszy raz tutaj jestem, znajdowały się jaja, a przy nich strażnicy i matka. Razem je ogrzewali, aby młode mogły się wykluć. Fart, że nie trafiliśmy na okres, w którym to oni konkurowali między sobą, wtedy do groty nie wolno było się zbliżać, były agresywne, a teraz praktycznie są uśpione, zajęte inkubacją. Uważałem aby nie potknąć się na jakimś kamyczku, a nawet i go kopnąć, najmniejszy huk mógłby je zbudzić. W końcu mym oczom ukazała się kupa skarbów. Rozglądnąłem się jeszcze po bokach czy któryś z nich nie śpi, upewniwszy się, że jest " bezpiecznie", podszedłem do łupu. Machnąłem ręką dając znać brunetowi, iż może podejść. Ten z oczami niczym pięć złoty podszedł do tej sterty i chwycił pięknie ozdobiony miecz, z wygrawerowanymi runami. Należał do jednego z najlepszych łowców i to najbardziej znanych ze zbrodni nad magikami. Widać musiał się opić, a któryś ze stworów wykorzystał okazję i capnął miecz. Cenny był i to jak cholera, chyba jedna z najdroższych rzeczy, które się znajdowały na tej kupie. Ostrożnie wziąłem sztylety, tak by nie narobić huku, gdy tylko pociągnąłem go usłyszałem dźwięk monet odbijających się od siebie. Zerknąłem na Noca, a ten zadowolony jak dziecko wyszczerzył się do mnie.
- Ups?
- Kurwa - jęknąłem tylko i nie zwlekając złapałem go za kaptur i biegiem ruszyłem w kierunku wyjścia. Skrzek istot był coraz to głośniejszy, czyli coraz więcej się budziło. Latały nad naszymi głowami, dlatego trzeba było być pochylonym by nam głowy swoimi szponami nie urwały.
Ścigały nas to jedno, drugie, znały nasz zapach więc kryjówka w krzakach odpadała. Zostało nam jedno miejsce by przeżyć, błoto z Sulgami. Tam było bezpiecznie, w miarę, Sulgi są łagodne więc nad nie pogryzą. Złapałem Noca ręką, którą uprzednio targałem go za kaptur, w pasie. Wręcz rzuciłem się z nim do masy błotnej wstrzymując oddech. Nie było nie wiadomo jak głęboko by się utopić, ale było wystarczająco by się ukryć. Słychać było skrzeczenie i piski, byli tutaj. Czułem jednak iż błoto mam dosłownie wszędzie, w uszach, bieliźnie i butach. W myślach zastanawiałem się jak mam zamordować tego pacana, miał być cicho, a rozpierdolił całą stertę złota. Runęła niczym domino. Po minucie wynurzyłem się ciągnąc wyższego za sobą. Wydawał się być ledwo żywy, albo obrzydzony faktem wylądowania w błocie. Usiadłem na brzegu odgarniając błoto z oczu, nosa i ust.
- Mało brakowało a bylibyśmy martwi, musiałem wyciągać akurat ten miecz? Nie mogłeś jakoś się do niego dobrać tylko tak barbarzyńsko pociągnąć ? - spojrzałem na niego z wyrzutem.
Czarnowłosy wywrócił oczami siadając obok, dzierżąc dumnie zdobyty łup w ręce. Nadąłem tylko policzki łapiąc go za ramiona i wciskając cały jego tułów do błota. W momencie, kiedy chciał coś mówić, więc byłem usatysfakcjonowany. Puściłem Noctisa po dosłownie chwili, może maksymalnie dziesięciu sekundach.
- Dobra, chodźmy na bagna, tam da radę się oczyścić i ogrzać - mruknąłem wstając i ruszając już w odpowiednim kierunku. Nie patrzyłem na niego, ale obstawiałem, że mordował mnie wzrokiem. Westchnąłem cicho czując nieprzyjemny chłód. No tak, błotko, a ciepłe zbiorniki bagienne, spora różnica, oj tak, tam skóra odżywała i było przyjemnie ciepło. Szkoda, że strumyk płynący w pobliżu nie był równie ciepły jak one, ale to nie przeszkadzało, przynajmniej można było się oczyścić po tym zabiegu pielęgnującym ciało.
< Noooooc? >
24.12.2017
1.09.2017
Od Katany C.D Astaroth
Głaszcząc obok siebie swoje zwierzątko, spojrzałam na upolowaną jego zdobycz, która powoli wstawiając z ziemi mówiła coś pod nosem. Niestety upolowaną zdobyczą mego kociaka był mężczyzna, za którymi nie przepadam, wiec nie byłam zbyt zadowolona, jednak jakoś to przetrwałam w milczeniu. Okazało się ze był to koleś z mocną gatkom z szczyptom grozy, zastanawiałam się czy w słowach tylko taki mocny, przecież to była żenada tylko mnie tym znudził, od razu bym uciekła żeby niemieć z nim kontaktu , jednak byłam twarda, wiec zostałam i to mi się opłaciło, ponieważ koleś szybko przeszedł do konkretów, wiec się dowiedziałam co i jak. Po prostu szuka swego konia, który mu uciekł i chciał zapytać mnie, nie płosząc wtedy białej klaczy, czy go nie widziałam, ale wyszło jak wyszło.Oczywiście po jego konkretach nadal patrząc i milcząc odpowiedziałam przecząco kiwnięciem głowy, że nie widziałam jego konia, wtedy on podziękował za moją odpowiedz mijając mnie, po czym odszedł. Ja właśnie wtedy pożegnałam się słodkim przytulałem z swoim zwierzątkiem, które po chwili odeszło ode mnie, w głąb lasu, wracając do swych brać i wtedy ja także bez słowa odeszłam kontynuując spacerowanie po terenach, lecz spacerując rozglądałam się nad zaginionym koniem, no cóż nie byłam z kamienia naprawdę przejęłam się zaginionym związkiem tego typka. Tak wiec rozglądając się do koła nad koniem spacerowałam w ciszy, wtedy usłyszałam nagle z odlali przeraźliwy rżenie konia, wiec natychmiastowo po usłyszeniu go, pobiegłam za dźwiękiem. Dźwięk zaprowadził mnie do krzewów różanych w których uwięziony był gniady ogier przez zaplątanie się w ciernie. Gniady, dobrze zbudowany,silny koń chciał szarpaninami się wydostać z cierń , lecz wtedy był zdenerwowany i przestraszony, reagował emocjonalnie.Przez to nieumyślnie sam się ranił przez szarpaniny z cierniami, które nie dawały żadnych dobrych skutków, wtedy nie chcąc żeby koń dalej się ranił podeszłam do niego wychodząc z cienia żeby mu pomóc się wydostać.Niestety nie było to takie łatwe, ponieważ ogier po zobaczeniu mnie zaczynał się mocnymi negatywnymi emocjami wierzgając, szarpać,gryźć, kopać, raniąc się jeszcze bardziej, wiec zatrzymałam się bez ruchu, wtedy musiałam najpierw go uspokoić żeby się nie ranił ciągnąc ciernie w których był cały zaplątany, dlatego wtedy użyłam mojej najmocniejszej broń, którą miałam żeby ogiera uspokoić.Tą bronią był mój głos, który zaskakująco uspokajająco działał na żywe istoty. Tak! Odezwałam się wtedy do konia ruszywszy w jego stronę powolnym krokiem:
~~~~
~ Ciiiiiiii... Spokój..Spokój..
~~~~
Po mych słowach, koń przestał wierzgać szarpać,gryźć, kopać, lecz straszne wtedy ze strachu ciężko i szybko o dychał odsuwając się wtedy do tyłu. Niestety ciernie mu w tym przeszkadzały zatrzymując go w jednym miejscu,wiec wtedy mając okazję zatrzymałam się na przeciwko niego i wyciągnęłam w jego stronę rękę, bardzo powoli nadal no niego mówiąc:
~~~~
~ Nie zrobię ci krzywdy...Już dobrze...Uspokój się..Uspokój się - Delikatnie go dotknęłam, wtedy koń rozluźnił mieścinie i uspokoił swój oddech - Ciiiii...- Pogłaskałam go, po czym przytuliłam jego głowę żeby pokazać że jestem pokojowo nastawiona - Pomogę ci się uwolnić - Szepnęłam koniowi do ucha,
~~~~
Właśnie wtedy wyciągnęłam niewidocznie dla konia swój nierozłożony wachlarz, który wyglądał jak sztylet, po czym puściłam z uścisku konia błyskawicznie, niewidocznie dla wzroku konia, trzema rucham go uwalniając z cierń. Gniady ogier wtedy uwolniony z cierń, podniósł się na dwie nogi pokazując królewską pozę i rżąc dostojnie, dziękując wtedy mi za wolność.
Widok ten był przepiękny! Niezapomniany! Szkoda że tak krótki, no ale cóż, podziękowania zawsze tak szybko mijają. Gdy ogier po swych podziękowaniach powrócił do swej pozycji na czterech nogach, to wtedy lekkim kiwnięciem głowy skomunikowałam mu że przyjęłam jego podziękowania, wtedy ogier zadowolony prysną czepiając swoją głową, po czym ominą mnie i ruszył dostojnym krokiem do pobliskiej jabłoń, wiec uważnie mu się przyglądałam idąc za nim, wtedy stwierdziłam że odpoczynku ogier tam chciał się dostać, lecz przeszkodziły mu wiele krzewów różanych po drodze.
~~~~
~ Ciiiiiiii... Spokój..Spokój..
~~~~
Po mych słowach, koń przestał wierzgać szarpać,gryźć, kopać, lecz straszne wtedy ze strachu ciężko i szybko o dychał odsuwając się wtedy do tyłu. Niestety ciernie mu w tym przeszkadzały zatrzymując go w jednym miejscu,wiec wtedy mając okazję zatrzymałam się na przeciwko niego i wyciągnęłam w jego stronę rękę, bardzo powoli nadal no niego mówiąc:
~~~~
~ Nie zrobię ci krzywdy...Już dobrze...Uspokój się..Uspokój się - Delikatnie go dotknęłam, wtedy koń rozluźnił mieścinie i uspokoił swój oddech - Ciiiii...- Pogłaskałam go, po czym przytuliłam jego głowę żeby pokazać że jestem pokojowo nastawiona - Pomogę ci się uwolnić - Szepnęłam koniowi do ucha,
~~~~
Właśnie wtedy wyciągnęłam niewidocznie dla konia swój nierozłożony wachlarz, który wyglądał jak sztylet, po czym puściłam z uścisku konia błyskawicznie, niewidocznie dla wzroku konia, trzema rucham go uwalniając z cierń. Gniady ogier wtedy uwolniony z cierń, podniósł się na dwie nogi pokazując królewską pozę i rżąc dostojnie, dziękując wtedy mi za wolność.
Widok ten był przepiękny! Niezapomniany! Szkoda że tak krótki, no ale cóż, podziękowania zawsze tak szybko mijają. Gdy ogier po swych podziękowaniach powrócił do swej pozycji na czterech nogach, to wtedy lekkim kiwnięciem głowy skomunikowałam mu że przyjęłam jego podziękowania, wtedy ogier zadowolony prysną czepiając swoją głową, po czym ominą mnie i ruszył dostojnym krokiem do pobliskiej jabłoń, wiec uważnie mu się przyglądałam idąc za nim, wtedy stwierdziłam że odpoczynku ogier tam chciał się dostać, lecz przeszkodziły mu wiele krzewów różanych po drodze.
Było to dosyć zabawne, jednak nieśmieszno było mi, ponieważ niepokoiły mnie wiele krwawiących ran konia, które powinny być szybko opatrzone żeby żadne zakażenie nie doszło do ran, wiec od razu rozglądałam się po okolicy nad jakimiś ziołami, wtedy miałam naprawdę ogromne szczęście, pod jabłonią do której doszłam z koniem, było jaskółcze ziele, które idealnie służyło do opatrzenia ran, wiec zerwałam kilka liść, pokazałam ogierowi żeby się nie wystraszy, po czym opatrzyłam jego rany ziołami., wtedy, gdy ogierowi nic nie zagrażało, zastanawiałam się jak zaprowadzić go do właściciela, przecież nie miałam żadnej liny, a przecież ogier nie był mój wiec nie ruszy by za mną, wiec myślałam nad dobrym pomysłem patrząc wtedy na niego jedzącego lezące na trawie obok jabłoń jabłka. Właśnie wtedy patrząc na jedzącego jabłka ogiera, wpadłam na pomysł!
~~
''Zwabie go jabłkami żeby szedł za mną''
~~ Pomyślałam, ruszywszy zbierać jabłka i gdy wszystkie z ziemi pozbierałam zaczęłam wabić konia nimi i na szczęście mi się udało, szedł za mną żeby dostać jabłuszko.
~~
''Płcia męska, dla jedzenia zrobi wszystko''
~~
Pomyślałam rozbawiona w duchu idąc wtedy z koniem z powrotem do zagajnik, mając nadzieję że tamten koleś tam będzie, no cóż dzisiejszego dnia miałam szczęście, był ten mężczyzna leżał oparty o drzewo drzemiąc sobie słodko, robiąc sobie przerwę.
~~
''Ale nieodpowiedzialny!''
~~
Pomyślałam niezadowolona podchodząc z koniem do niego. Gdy do niego już podeszłam, zatrzymałam się, spojżałam, po czym chcąc tego próżniaka, nieszukającego swego konia tylko odpoczywającego śpiocha obudzić machnęłam nogą żeby go mocno kopnąć żeby tak go obudzić ze snu. Niestety, gdy miałam go już kopnąć, koleś złapał moją nogę mówiąc wtedy do mnie:
~~
- Nie uczono cię że śpiącego się nie biję - Spojrzał na mnie
~~
Właśnie wtedy ja szybkim ruchem puszczając z dłoń jabłka wyrwałam się odsuwając się daleko od tego próżnego kolesia. Już miałam wtedy wyciągnąć swoją broń, ale powstrzymałam się, przecież nie chciałam zaczynać bezsensowni walki, przez takie coś! Uspokoiłam szybko swoje nerwy i spojżałam łagodnym wzrokiem na czarnowłosego, pokazując mu wtedy gestem ręki jego gniadego konia jedzącego leżące na trawie jabłka , którego chyba od momentu niepokazania nie zauważył, ponieważ dopiero gdy wstał z ziemi i spojrzał na konia, powiedział zadowolony podchodząc do koni.
~~~~
- Pirun! Ty bydlaku! Jesteś! - Pogłaskał swego ogiera po karku, po czym spojrzał na mnie i podziękował
~~~~
Właśnie wtedy ja kiwnęłam głową, że spoko i chciałam odejść żeby znów niemieć z nim kontaktu, lecz robiąc jeden krok w kierunku klasztoru usłyszałam z o dali lecącą w naszą stronę ostrą strzałę. Leciała w takiej prędkość że bez problemu mogła przebić i zabić dwie osoby. Dlatego wiec wtedy natychmiast zareagowałam! Bez słowa podeszłam i popchnęłam na ziemię czarnowłosego, na którego w ostatniej skudzie upadłam!
(Ciiii..Nie było innego zdjęcia, żeby wizualnie pokazać opisane zdarzenie)
~~
''Płcia męska, dla jedzenia zrobi wszystko''
~~
Pomyślałam rozbawiona w duchu idąc wtedy z koniem z powrotem do zagajnik, mając nadzieję że tamten koleś tam będzie, no cóż dzisiejszego dnia miałam szczęście, był ten mężczyzna leżał oparty o drzewo drzemiąc sobie słodko, robiąc sobie przerwę.
~~
''Ale nieodpowiedzialny!''
~~
Pomyślałam niezadowolona podchodząc z koniem do niego. Gdy do niego już podeszłam, zatrzymałam się, spojżałam, po czym chcąc tego próżniaka, nieszukającego swego konia tylko odpoczywającego śpiocha obudzić machnęłam nogą żeby go mocno kopnąć żeby tak go obudzić ze snu. Niestety, gdy miałam go już kopnąć, koleś złapał moją nogę mówiąc wtedy do mnie:
~~
- Nie uczono cię że śpiącego się nie biję - Spojrzał na mnie
~~
Właśnie wtedy ja szybkim ruchem puszczając z dłoń jabłka wyrwałam się odsuwając się daleko od tego próżnego kolesia. Już miałam wtedy wyciągnąć swoją broń, ale powstrzymałam się, przecież nie chciałam zaczynać bezsensowni walki, przez takie coś! Uspokoiłam szybko swoje nerwy i spojżałam łagodnym wzrokiem na czarnowłosego, pokazując mu wtedy gestem ręki jego gniadego konia jedzącego leżące na trawie jabłka , którego chyba od momentu niepokazania nie zauważył, ponieważ dopiero gdy wstał z ziemi i spojrzał na konia, powiedział zadowolony podchodząc do koni.
~~~~
- Pirun! Ty bydlaku! Jesteś! - Pogłaskał swego ogiera po karku, po czym spojrzał na mnie i podziękował
~~~~
Właśnie wtedy ja kiwnęłam głową, że spoko i chciałam odejść żeby znów niemieć z nim kontaktu, lecz robiąc jeden krok w kierunku klasztoru usłyszałam z o dali lecącą w naszą stronę ostrą strzałę. Leciała w takiej prędkość że bez problemu mogła przebić i zabić dwie osoby. Dlatego wiec wtedy natychmiast zareagowałam! Bez słowa podeszłam i popchnęłam na ziemię czarnowłosego, na którego w ostatniej skudzie upadłam!
(Ciiii..Nie było innego zdjęcia, żeby wizualnie pokazać opisane zdarzenie)
Już strzała miała przedziurawić moją głowę, lecz się ochroniłam, upadając na czarnowłosego, wiec wtedy strzała trafiła w koronę drzewa, płosząc wtedy gniadego ogiera, który galopem uciekł w siną dal, wtedy ciężko westchnęłam zerkając na odwalającego się konia, po czym spojżałam na właścicielka jego , który znów nieprzejmujący się ucieczką kona, uśmiechał się zadowolony tokiem sytuacji, wtedy tylko obrzydzona obróciłam oczami wstając z czarnowłosego, który za mną także wstał z ziemi.
~~
''Mężczyzn! ''
~~
Pomyślałam niezadowolona, odsuwając się od niego i spojżawszy przed siebie, wtedy dopiero zorientowałam się że zostaliśmy otoczeni przez 20 ludzi, dziwnie ubranych, uzbrojonych, śmiejących się z nas, już wtedy rozpoznałam tych ludzi, przez ich logo na kamizelkach! Byli to ludzie z gangu mego byłego, rozpoznałam ich przez ich logo w kształcie dzikiej róży, który przez przeszłość nigdy nie zapomnę ! Szykowała się wtedy masakra!
~~
- Nie mówiłaś, że przyprowadzisz znajomych. - Szepną mi do ucha, po chwili stojąc obok mnie czarnowłosy - Uroczo - Uśmiechną się
~ [ Obróciłam oczami ]
- Fajnie was widzieć chłopcy. Może napijemy się herbatki? Podam w kubeczkach tylko pocałuj mnie w tyłek. - Powiedział głośno do wszystkich rozkładając ręce
~ Nie wieżę! Mężczyźni - Obróciłam oczami
-/Hahahahaha - Rozległ się przeraźliwy śmiech
~~
Właśnie wtedy było to już pewne że nastąpi masakra, , gdy z cienia wyszedł przed swój gang do nas młodszy brat mego byłego, który rozbawiony odezwał się do nas , widać było wtedy że on był szefem gangu.
~~
- / No..No..Chłopcy, mamy dziś naprawdę ogromne szczęście! Najpierw beztrosko znaleźliśmy i upolowaliśmy rzadkiego sokoła Białozór,który nas z bogać - Poklepał przyczepioną do jego pasa klatkę z sokołem- A teraz znaleźliśmy przerażającego,zabawnego błazna i ... - Spojrzał na mnie - Princesse!... - Odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na swych ludzi - Ich głowy na pewno naszego króla ucieszą - uśmiechną się - Zabić ich! - Rozkazał~,
~~
Te słowa sprawiły że ubrałam swoją maskę na twarz oraz wyciągnęłam jednocześnie z kolesiem broń i wtedy zaczęliśmy masakryczną, krwawa walkę z gangiem z której wiele krwi się wylało, jednak nie naszej tylko ich ! Było to oczywiste że tak się to zakończy! Ludzie mego byłego, byli zwykłymi ludźmi wielbiącymi mego byłego, wiec nie mieli takiego poziomu co łowcy, wiec byli w walce zbyt wolni i przewidywalni. Z łatwością swą zwinnością odpierałam ich ataki oraz szybkim niewidocznym dla zwykłego oka człowieka ruchami ich raniłam kąpiąc ich w powietrze i tam ich kroją na kawałeczki swymi wachlarzami, oraz także na ziemi gimnastyczne wskakując na nich odcinała ich głowy , lecz także czasami zdarzało mi się rzucać w nich swoją bronią, także ich krojąc na pół oraz zwyczajnie walczyłam trzymając swoją broń.
~~ ( X) ~~
Już cała brudna ze krwi stanęłam w ogromnej czerwonej kałuży krwi, otoczona resztkami przeciwników, których pokonałam oaz zabiłam, lecz było ich niewielu, około dziesięciu udało mi się zabić, resztę zabił czarnowłosy, który kończył z generałem, wtedy przyglądałam się temu, w milczeniu jak czarnowłosy, podnosił wkurzony za łachmyta jeszcze żywego, masakrycznie pobitego generała z ziemi i morderczym spojrzeniu odpiło z jego pasa klatkę z sokołem, którą od niego odebrał. Po odebraniu swojej własność czarnowłosy mocno rzucił generała na ziemie, on wtedy po tym uderzeniu, wypluł krew i uśmiechną się ,wtedy ciemno oki otwierając klatkę i uwalniając swego sokoła, który usiadł mu na ramieniu, rzekł do generała martwego gangu :
~~
- Ty mojego pięknego sokoła, jak byle jakiego kruka w klace trzymałeś ! - Po chwili zaczął przeklinać,podszedł do niego i go kopną tak mocno że koleś poleciał na kłodę wypluwając znów krew - Jak śmiałeś mnie okraść ! - Dodał po chwili w gniewie..
- /Hahahahaha - Pobity i pawie martwy generał zaczął się śmiać, po czym podniósł się na pozycję siedzącą spojżawszy na nas - Nie chcieliśmy cię okradać! Po prostu Nie wiedzieliśmy że sokół, był kogoś. Zobaczyliśmy go na niebie i go złapaliśmy, gdy poszukiwaliśmy w lesie białej klaczy, która uciekła mojemu bratu - Zaczął kaszleć krwią , obróciłam od niego wzrok wtedy żeby nie patrząc na ten obrzydliwy widok - Ale to nic! - Chichotał - Prawdzie mój gang zginą, a ja umieram oraz orła, konia i waszych głów nie mam oraz ich nie przyprowadzę bratu, to i tak na pewno prezent informacyjny mu się spodoba!
~~
Właśnie wtedy, usłyszawszy te słowa zaniepokoiłam się i natychmiastowo podeszłam do niego podniosłam go za koszulę do gór widząc wtedy znienawidzony jego cyniczny uśmiech zobaczyłam z jego ramienia na niebie z o dali gołębia pocztowego, którego jakimś cudem wypuścił, w walce, wtedy bez namysłu nie chcąc żeby wiadomość doszła do mojego byłego rzuciłam tego pasożyta z moich rąk na drzewo i wyciągnęłam swój wachlarz, który w stronę gołębią rzuciłam. Na szczęście moja broń była jak bumerang wiec była na wielkie dystanse i zawsze do mnie wracała. Tak jak wtedy! Nie było żadnego problemu, broń po przecięciu na pół ptaka powróciła do mych rak.
~~
~ - Nadal się go bo... - Młodszy brat mego byłego nie dokończył swojej wypowiedzi, ponieważ rzuciłam w jego swoją broń, która przecięłam mu głowę, która wpadła na ziemie.
- Ej!...To ja go chciałem załatwić! - Powiedział oburzony czarno oki, wtedy spojżałam na niego lodowatym spojrzeniem - Dobra, nie ważne - Powiedział obrażony obracając wzrok
~~
Właśnie wtedy westchnęłam i podeszłam do niego, wyciągając w milczeniu swoją dłoń w jego stronę. Wyglądało to tak jakbym chciała go słodko przeproś za to wszystko klepnięciem go w główkę. Hahah, Jednak to bym nie była ja ! Wtedy pogłaskałam jego sokoła, który pochłonięty milutkim uczuciem głaskania nie pochwycił do dzioba chodzącemu po ramieniu czarnowłosemu mojego owada, który po upadku na tego dziwoląga musiał mi wypaść z rękawa. Na szczęście w ostatniej chwili zabrałam swojego skarabeusza.
Moje owady były straszne jadowite! Gdy ugryzą istota umiera! Tylko ja podtrawiłam je kontrolować! Wiec jakby ptak pożarł mojego owada to wtedy by odrazy zdechła, tak samo tyczy się czarnowłosego! Gdybym nie wzięła swego skarabeusza to by czarnowłosy zginą przez ukoszenie, jednak znów go uratowałam, ponieważ wtedy jeszcze nie był moim wrogiem, tylko niepotrzebnym pasożytem! Odbierając od czarnowłosego swego słodkiego, przestraszonego skarabeusza, który szybciutko schwał się do mego rękawa odsunęłam się kilka kroków od niego, wtedy chciał coś powiedzieć, skomentować to, lecz przeszkodził mu rżenie konia dobiegając z widocznego pagórka, na którego po usłyszani rżenia spojrzeliśmy oboje, wtedy ujrzeliśmy wcześniej poznaną białą klacz ,która królewską pozą na dwóch nogach i rżeniem chciała na podziękować za pokonanie zbirów polujących na nią.
''Mężczyzn! ''
~~
Pomyślałam niezadowolona, odsuwając się od niego i spojżawszy przed siebie, wtedy dopiero zorientowałam się że zostaliśmy otoczeni przez 20 ludzi, dziwnie ubranych, uzbrojonych, śmiejących się z nas, już wtedy rozpoznałam tych ludzi, przez ich logo na kamizelkach! Byli to ludzie z gangu mego byłego, rozpoznałam ich przez ich logo w kształcie dzikiej róży, który przez przeszłość nigdy nie zapomnę ! Szykowała się wtedy masakra!
~~
- Nie mówiłaś, że przyprowadzisz znajomych. - Szepną mi do ucha, po chwili stojąc obok mnie czarnowłosy - Uroczo - Uśmiechną się
~ [ Obróciłam oczami ]
- Fajnie was widzieć chłopcy. Może napijemy się herbatki? Podam w kubeczkach tylko pocałuj mnie w tyłek. - Powiedział głośno do wszystkich rozkładając ręce
~ Nie wieżę! Mężczyźni - Obróciłam oczami
-/Hahahahaha - Rozległ się przeraźliwy śmiech
~~
Właśnie wtedy było to już pewne że nastąpi masakra, , gdy z cienia wyszedł przed swój gang do nas młodszy brat mego byłego, który rozbawiony odezwał się do nas , widać było wtedy że on był szefem gangu.
~~
- / No..No..Chłopcy, mamy dziś naprawdę ogromne szczęście! Najpierw beztrosko znaleźliśmy i upolowaliśmy rzadkiego sokoła Białozór,który nas z bogać - Poklepał przyczepioną do jego pasa klatkę z sokołem- A teraz znaleźliśmy przerażającego,zabawnego błazna i ... - Spojrzał na mnie - Princesse!... - Odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na swych ludzi - Ich głowy na pewno naszego króla ucieszą - uśmiechną się - Zabić ich! - Rozkazał~,
~~
Te słowa sprawiły że ubrałam swoją maskę na twarz oraz wyciągnęłam jednocześnie z kolesiem broń i wtedy zaczęliśmy masakryczną, krwawa walkę z gangiem z której wiele krwi się wylało, jednak nie naszej tylko ich ! Było to oczywiste że tak się to zakończy! Ludzie mego byłego, byli zwykłymi ludźmi wielbiącymi mego byłego, wiec nie mieli takiego poziomu co łowcy, wiec byli w walce zbyt wolni i przewidywalni. Z łatwością swą zwinnością odpierałam ich ataki oraz szybkim niewidocznym dla zwykłego oka człowieka ruchami ich raniłam kąpiąc ich w powietrze i tam ich kroją na kawałeczki swymi wachlarzami, oraz także na ziemi gimnastyczne wskakując na nich odcinała ich głowy , lecz także czasami zdarzało mi się rzucać w nich swoją bronią, także ich krojąc na pół oraz zwyczajnie walczyłam trzymając swoją broń.
~~ ( X) ~~
Już cała brudna ze krwi stanęłam w ogromnej czerwonej kałuży krwi, otoczona resztkami przeciwników, których pokonałam oaz zabiłam, lecz było ich niewielu, około dziesięciu udało mi się zabić, resztę zabił czarnowłosy, który kończył z generałem, wtedy przyglądałam się temu, w milczeniu jak czarnowłosy, podnosił wkurzony za łachmyta jeszcze żywego, masakrycznie pobitego generała z ziemi i morderczym spojrzeniu odpiło z jego pasa klatkę z sokołem, którą od niego odebrał. Po odebraniu swojej własność czarnowłosy mocno rzucił generała na ziemie, on wtedy po tym uderzeniu, wypluł krew i uśmiechną się ,wtedy ciemno oki otwierając klatkę i uwalniając swego sokoła, który usiadł mu na ramieniu, rzekł do generała martwego gangu :
~~
- Ty mojego pięknego sokoła, jak byle jakiego kruka w klace trzymałeś ! - Po chwili zaczął przeklinać,podszedł do niego i go kopną tak mocno że koleś poleciał na kłodę wypluwając znów krew - Jak śmiałeś mnie okraść ! - Dodał po chwili w gniewie..
- /Hahahahaha - Pobity i pawie martwy generał zaczął się śmiać, po czym podniósł się na pozycję siedzącą spojżawszy na nas - Nie chcieliśmy cię okradać! Po prostu Nie wiedzieliśmy że sokół, był kogoś. Zobaczyliśmy go na niebie i go złapaliśmy, gdy poszukiwaliśmy w lesie białej klaczy, która uciekła mojemu bratu - Zaczął kaszleć krwią , obróciłam od niego wzrok wtedy żeby nie patrząc na ten obrzydliwy widok - Ale to nic! - Chichotał - Prawdzie mój gang zginą, a ja umieram oraz orła, konia i waszych głów nie mam oraz ich nie przyprowadzę bratu, to i tak na pewno prezent informacyjny mu się spodoba!
~~
Właśnie wtedy, usłyszawszy te słowa zaniepokoiłam się i natychmiastowo podeszłam do niego podniosłam go za koszulę do gór widząc wtedy znienawidzony jego cyniczny uśmiech zobaczyłam z jego ramienia na niebie z o dali gołębia pocztowego, którego jakimś cudem wypuścił, w walce, wtedy bez namysłu nie chcąc żeby wiadomość doszła do mojego byłego rzuciłam tego pasożyta z moich rąk na drzewo i wyciągnęłam swój wachlarz, który w stronę gołębią rzuciłam. Na szczęście moja broń była jak bumerang wiec była na wielkie dystanse i zawsze do mnie wracała. Tak jak wtedy! Nie było żadnego problemu, broń po przecięciu na pół ptaka powróciła do mych rak.
~~
~ - Nadal się go bo... - Młodszy brat mego byłego nie dokończył swojej wypowiedzi, ponieważ rzuciłam w jego swoją broń, która przecięłam mu głowę, która wpadła na ziemie.
- Ej!...To ja go chciałem załatwić! - Powiedział oburzony czarno oki, wtedy spojżałam na niego lodowatym spojrzeniem - Dobra, nie ważne - Powiedział obrażony obracając wzrok
~~
Właśnie wtedy westchnęłam i podeszłam do niego, wyciągając w milczeniu swoją dłoń w jego stronę. Wyglądało to tak jakbym chciała go słodko przeproś za to wszystko klepnięciem go w główkę. Hahah, Jednak to bym nie była ja ! Wtedy pogłaskałam jego sokoła, który pochłonięty milutkim uczuciem głaskania nie pochwycił do dzioba chodzącemu po ramieniu czarnowłosemu mojego owada, który po upadku na tego dziwoląga musiał mi wypaść z rękawa. Na szczęście w ostatniej chwili zabrałam swojego skarabeusza.
Moje owady były straszne jadowite! Gdy ugryzą istota umiera! Tylko ja podtrawiłam je kontrolować! Wiec jakby ptak pożarł mojego owada to wtedy by odrazy zdechła, tak samo tyczy się czarnowłosego! Gdybym nie wzięła swego skarabeusza to by czarnowłosy zginą przez ukoszenie, jednak znów go uratowałam, ponieważ wtedy jeszcze nie był moim wrogiem, tylko niepotrzebnym pasożytem! Odbierając od czarnowłosego swego słodkiego, przestraszonego skarabeusza, który szybciutko schwał się do mego rękawa odsunęłam się kilka kroków od niego, wtedy chciał coś powiedzieć, skomentować to, lecz przeszkodził mu rżenie konia dobiegając z widocznego pagórka, na którego po usłyszani rżenia spojrzeliśmy oboje, wtedy ujrzeliśmy wcześniej poznaną białą klacz ,która królewską pozą na dwóch nogach i rżeniem chciała na podziękować za pokonanie zbirów polujących na nią.
Widząc ponownie ten przepiękny,krótki widok, uśmiechnęłam się w duchu, po czym kiwnęłam głową, komunikując gestem klacz że przyjmujemy podziękowania, wtedy biała klacz zadowolona, wracając do pozycji na czterech nogach , po patrzyła na nas i odeszła w dal, w tym monecie gniady ogier czarnowłosego wrócił do nas i zajadał się jabłkami, wtedy parząc na niego zgłodniałam, wiec zdejmikując swoją maskę podniosłam nieopodal siebie jabłko, które przetarłam, po czym ugryzłam ruszywszy powoli, odwalając się od czarnowłosego w kierunku klasztoru.
(Astaroth? )
Ps.: Przepraszam za błędy
Ps: (X) - To wizualny widok , jak Katana walczyła
30.08.2017
Od Noctisa c.d. Andreasa
Byłem bardzo wdzięczny losowi, Andyemu i w ogóle wszystkim siłom w przyrodzie i niebie i piekle i nie wiem jeszcze gdzie, dzięki którym brunecik nie zapytał mnie o moje dziwne zachowanie. Nie miałem pojęcia czym spowodowany był jego brak zainteresowania, ale jak najbardziej mi to odpowiadało. Pokiwałem głową, kiedy skończył swój monolog objaśniający, co ciekawego można robić na bagnach.
- Okej... niech ci będzie - odparłem.
Dzięki temu mogłem cieszyć się jego radosnym piskiem, który naprawdę mnie rozbawił. Nie minęła nawet chwila, a już ciągnął mnie w kierunku wcześniej wspomnianej lokacji. Idąc za nim obserwowałem jak las wolno zmienia się w gęsty bór. Po chwili dookoła nas panował półmrok, a pod stopami można było wyczuć zbyt dobrze nawilżoną ziemię. Byłem nieco zaskoczony z jaką łatwością łowca przedzierał się przez to grzęzawisko. Wiedziałem, że są oni sprawni i radzą sobie z każdym terenem, jednak nie wiedziałem, że aż tak dobrze, mimo to bez wątpienia Andy miał z nim doświadczenie, a to oznaczało, że dość często tu przebywał.
- Jesteś tu częstym bywalcem, co? - zapytałem z rozbawionym uśmiechem.
Łowca zerknął na mnie krótko przez ramię i skinął głową, co miało być odpowiedzią twierdzącą na moje pytanie. Zauważył najwidoczniej, że już dotarliśmy w okolice serca bagien, bo puścił mnie i zaczął iść nieco uważniej. Muszę przyznać, że starałem się stawiać stopy dokładnie na jego śladach, nie chcąc mieć niemiłej niespodzianki w postaci odgryzionej nogi. Zatrzymaliśmy się na lekkim wzniesieniu. Brunet odwrócił się do mnie z głupim uśmiechem.
- Co je...? - zacząłem, jednak przerwało mi ostre szarpnięcie podłoża.
Tak, ziemia zaczęła się ruszać, a przynajmniej część, na której staliśmy. Złapałem się łowcy zdezorientowany, na co on zareagował śmiechem. Oczywiście ugodził tym moją dumę, ale w tamtym momencie musiałem jakoś to przełknąć i nie robić mu większych wyrzutów. W przeciwnym wypadku pewnie wylądowałbym po szyję w błocie. Miałem nadzieję, że to tylko błoto. Chwilę później mogłem się już od niego odkleić, bo gigantyczny Sulg wyrównał tempo, w jakim płynął i moja równowaga nie była już zaburzona.
- Gdybyś widział swoją minę... - zaczął Andy, jedna nie mógł dokończyć przez falę śmiechu.
Spojrzałem na niego z byka, nadal urażony, że mnie nie ostrzegł. Kręcąc głową usiadł na omszonej skorupie, nadal chichocząc pod nosem. Wziąłem z niego przykład, w końcu nie było wiadomo, kiedy ten cholerny zwierzak znów wyrwie do przodu.
- To nie jest śmieszne - bąknąłem urażony, na co on znowu się roześmiał.
Najwidoczniej bardzo bawiła go moja obrażona mina, jak i przerażona, którą prezentowałem wcześniej. Chwilę płynęliśmy w ciszy, ja walcząc z robalami, a Andy wspominając dawne przygody, które tu przeżył, co odgadłem po nieco nostalgicznym uśmiechu. Nagle, jednak jakby się ocknął, poderwał się na klęczki i wskazał mi ręką białego jelenia, prawie mnie przy tym uderzając.
- Pacz! Przecież to Voletes - zawołał zadowolony.
Przyjrzałem się zwierzęciu, które faktycznie wyglądało nieco jak ten jeleń z bajki dla dzieci. Nie znałem ich za dużo, jednak tą znał chyba każdy, ponieważ była to też częsta tematyka tutejszych pieśni ludowych, które często umilały czas spędzony w mieście. Pełno tam było ulicznych grajków, którzy uwielbiali czerpać z kultury garściami.
- Krzycz tak dalej, a na pewno ucieknie - dogryzłem mu, na co pokazał mi język.
Chwilę ciszy, która powstała przerwał dopiero chwilę później jego głos, kiedy zwierzak zniknął nam z pola widzenia.
- I jak? Pomyślałeś życzenie? - zapytał zadowolony z cwaniackim uśmiechem na ustach.
Spojrzałem na niego jedynie wymownie. Jasne, nie miałem co robić, jak tylko bawić się w wymyślanie jakiś tam życzonek, które i tak się nie spełnią.
- Pewnie, że nie - odparłem, na co on pokręcił głową niezadowolony.
- Nie umiesz się bawić - brzmiała odpowiedź.
Nie zamierzałem tego komentować w żaden sposób, dlatego po prostu wzruszyłem ramionami, co ucięło tę rozmowę. Chwilę później Sulg przycumował się przy brzegu, a my musieliśmy ruszyć w dalszą drogę z buta, znów uważając by nie wejść w coś o wiele gorszego niż błoto.
< Andy?>
- Co je...? - zacząłem, jednak przerwało mi ostre szarpnięcie podłoża.
Tak, ziemia zaczęła się ruszać, a przynajmniej część, na której staliśmy. Złapałem się łowcy zdezorientowany, na co on zareagował śmiechem. Oczywiście ugodził tym moją dumę, ale w tamtym momencie musiałem jakoś to przełknąć i nie robić mu większych wyrzutów. W przeciwnym wypadku pewnie wylądowałbym po szyję w błocie. Miałem nadzieję, że to tylko błoto. Chwilę później mogłem się już od niego odkleić, bo gigantyczny Sulg wyrównał tempo, w jakim płynął i moja równowaga nie była już zaburzona.
- Gdybyś widział swoją minę... - zaczął Andy, jedna nie mógł dokończyć przez falę śmiechu.
Spojrzałem na niego z byka, nadal urażony, że mnie nie ostrzegł. Kręcąc głową usiadł na omszonej skorupie, nadal chichocząc pod nosem. Wziąłem z niego przykład, w końcu nie było wiadomo, kiedy ten cholerny zwierzak znów wyrwie do przodu.
- To nie jest śmieszne - bąknąłem urażony, na co on znowu się roześmiał.
Najwidoczniej bardzo bawiła go moja obrażona mina, jak i przerażona, którą prezentowałem wcześniej. Chwilę płynęliśmy w ciszy, ja walcząc z robalami, a Andy wspominając dawne przygody, które tu przeżył, co odgadłem po nieco nostalgicznym uśmiechu. Nagle, jednak jakby się ocknął, poderwał się na klęczki i wskazał mi ręką białego jelenia, prawie mnie przy tym uderzając.
- Pacz! Przecież to Voletes - zawołał zadowolony.
Przyjrzałem się zwierzęciu, które faktycznie wyglądało nieco jak ten jeleń z bajki dla dzieci. Nie znałem ich za dużo, jednak tą znał chyba każdy, ponieważ była to też częsta tematyka tutejszych pieśni ludowych, które często umilały czas spędzony w mieście. Pełno tam było ulicznych grajków, którzy uwielbiali czerpać z kultury garściami.
- Krzycz tak dalej, a na pewno ucieknie - dogryzłem mu, na co pokazał mi język.
Chwilę ciszy, która powstała przerwał dopiero chwilę później jego głos, kiedy zwierzak zniknął nam z pola widzenia.
- I jak? Pomyślałeś życzenie? - zapytał zadowolony z cwaniackim uśmiechem na ustach.
Spojrzałem na niego jedynie wymownie. Jasne, nie miałem co robić, jak tylko bawić się w wymyślanie jakiś tam życzonek, które i tak się nie spełnią.
- Pewnie, że nie - odparłem, na co on pokręcił głową niezadowolony.
- Nie umiesz się bawić - brzmiała odpowiedź.
Nie zamierzałem tego komentować w żaden sposób, dlatego po prostu wzruszyłem ramionami, co ucięło tę rozmowę. Chwilę później Sulg przycumował się przy brzegu, a my musieliśmy ruszyć w dalszą drogę z buta, znów uważając by nie wejść w coś o wiele gorszego niż błoto.
< Andy?>
29.08.2017
Od Astarotha CD Katany
Od bitych kilkunastu minut szukał swojej cholernej chabety, ale ta gdzieś zapodziała. Zazwyczaj kręcił się gdzieś w pobliżu klasztoru, ale nie tym razem. Poleciał gdzieś i nie reagował na wezwanie właściciela. No cóż, a chciał jechać do miasta z kilkoma kadetami. Prośba Sariana, a niech mu będzie, dzieciakom nie będzie się nudzić. Niechętnie przystał na warunki, w końcu i tak w tę i z powrotem. Zszedł na dół bo skoro nie było go gdzieś tutaj, to poleciał, na bardziej obfite tereny. Zobaczył ją przypadkiem. Dziewczyna jak dziewczyna. Z koniem. Nieokiełznaną Biała Damą, jak śmiał ją nie oficjalnie nazwać. Ruszył wolno w jej stronę. Wyćwiczone, ciche kroki. No nie spodziewał, że coś się na niego rzuci. Nie chciał tylko popsuć komuś chwili, gdy klacz w końcu budowała wiązkę zaufania. Został z zaskoczenia powalony na ziemię przed sporego kota. Zacisnął rękę na szyi zwierzęcia. Palce zatopiły się w długim białym futrze. Nie dosięgnął broni, bo był zajęty trzymaniem jego paszczy z dala od twarzy. Spojrzał prosto w jego dzikie oczy z wyzwaniem. Pstryknięcie palcami, Irbis odstąpił. Ash zaklął i wstał opierając się ręką o ziemię między ostrą trawą. Podniósł się na nogi. Nie przepadał za kotami. Te bydlaki zżerają własnych właścicieli, zanim chociażby ostygnie krew w ich żyłach. Dlatego nimi pod tym względem gardził. Wolał psy. Lojalne, tęskne, zaufane. Kiedyś miał psa... Kiedyś. Zaczesał czarne włosy do tyłu.
- Na nic moje starania i tak się spłoszyła. - powiedział z uniesionym kącikiem ust w nic nie wartym uśmieszku.
Zrobił kilka kroków w jej stronę. Mimo pięknego dnia, chłopak wcale nie pasował do tej scenerii. Słońce, kwiatki, ptaszki i on. Ciemny cień na kolorowym tle.
- Nie ważne. Pilnuj swojego futrzaka, bo kiedyś skończy jako dywanik i tyle z niego zostanie. - Nagle zmienił ton, zawsze gdy przechodził do konkretów. - Dobra. Nie widziałaś może ogiera gdzieś... Ta wielkość? - pokazał ręką nad siebie, obrazując wysokość - Gniadego?
Dziewczyna milczała. Wpatrywał się w jej złoto-błękitne oczy, czekając na cokolwiek, nawet na gest by spieprzał. Przez myśl przeszło mu że jest głuchoniema, ale ta w tym momencie pokręciła przecząco głową. Więc jak już to tyko niema. Nie zagłębiał się w to. Nie był ciekawski, więc nie specjalnie obchodziło go czyjeś życie czy problemy. Skinął głową.
- Dobra. Dzięki, jak go gdzieś zobaczysz to daj znać.
Minął ją i odszedł rozglądając się.
- Piołun! - krzyknął głośno.
Skrzywił się, nic z tego nie będzie. Podniósł dwa palce do ust i wydał z siebie przeciągły gwizd. Pierwsza intonacja była dźwięczna, ale przerodziła się stopniowo w ostry, niemal bolesny dźwięk. Odpowiedział mu wysoki pisk sokoła. Ptak zaczął kołować nad Ashem, który zrobił kilkakrotny kołowy ruch ręką i wyrzucił w górę jakąś małą kwadratową rzecz. Suszona wołowinka.
- Szukaj go Szeolit! - zakrzyknął.
Ptak jeszcze zrobił kila okrążeń i poleciał na wschód. Ash rozejrzał się. Dziewczyny już nie było. Dziwna osoba. - przeszło mu przez myśl, ale nie zawracając uwagi na to, usiadł pod drzewem i czekał na białozora. W końcu musi wskazać mu drogę.
<Katana?>
- Na nic moje starania i tak się spłoszyła. - powiedział z uniesionym kącikiem ust w nic nie wartym uśmieszku.
Zrobił kilka kroków w jej stronę. Mimo pięknego dnia, chłopak wcale nie pasował do tej scenerii. Słońce, kwiatki, ptaszki i on. Ciemny cień na kolorowym tle.
- Nie ważne. Pilnuj swojego futrzaka, bo kiedyś skończy jako dywanik i tyle z niego zostanie. - Nagle zmienił ton, zawsze gdy przechodził do konkretów. - Dobra. Nie widziałaś może ogiera gdzieś... Ta wielkość? - pokazał ręką nad siebie, obrazując wysokość - Gniadego?
Dziewczyna milczała. Wpatrywał się w jej złoto-błękitne oczy, czekając na cokolwiek, nawet na gest by spieprzał. Przez myśl przeszło mu że jest głuchoniema, ale ta w tym momencie pokręciła przecząco głową. Więc jak już to tyko niema. Nie zagłębiał się w to. Nie był ciekawski, więc nie specjalnie obchodziło go czyjeś życie czy problemy. Skinął głową.
- Dobra. Dzięki, jak go gdzieś zobaczysz to daj znać.
Minął ją i odszedł rozglądając się.
- Piołun! - krzyknął głośno.
Skrzywił się, nic z tego nie będzie. Podniósł dwa palce do ust i wydał z siebie przeciągły gwizd. Pierwsza intonacja była dźwięczna, ale przerodziła się stopniowo w ostry, niemal bolesny dźwięk. Odpowiedział mu wysoki pisk sokoła. Ptak zaczął kołować nad Ashem, który zrobił kilkakrotny kołowy ruch ręką i wyrzucił w górę jakąś małą kwadratową rzecz. Suszona wołowinka.
- Szukaj go Szeolit! - zakrzyknął.
Ptak jeszcze zrobił kila okrążeń i poleciał na wschód. Ash rozejrzał się. Dziewczyny już nie było. Dziwna osoba. - przeszło mu przez myśl, ale nie zawracając uwagi na to, usiadł pod drzewem i czekał na białozora. W końcu musi wskazać mu drogę.
<Katana?>
28.08.2017
Od Astarotha CD Felixa
Nie mógł spać. Często się to zdarzało. Chociaż na treningach i tak zawsze dawał z siebie 100 %. To właśnie treningi dawały mu zapomnienie. Uwielbiał siekać ostrzami, czuć ciężar w dłoni. Równie dobrze sprawdzały się proste ćwiczenia. Często wracał z poprzecieranymi do krwi kostkami, niekiedy połamanym palcami. Teraz, wręcz nie mógł uleżeć spokojnie. Przewracał się z boku na bok, to patrząc w sufit, to za okno. Po chwili wstał i wziął pierwsze lepsze rzeczy. Założył ciemne spodnie, czarną koszulkę i wysokie buty na wiele klamerek. Nie będzie tak bezsensownie trwał w nicości. Bo tak się właśnie czuł. Jedyne światło dochodziło zza okna od księżyca w pełni. Tak ładnie oświetlał wszystko, że szkoda siedzieć w taką noc. Spojrzał na haki. Przejechał palcem po runach i się uśmiechnął. Schował je i przypiął do paska. Wziął swój nieodłączny zestaw ostrzy, nie wiadomo czy się nie przydadzą, prawda? Schował je. Nie ma to jak przechadzka po lesie i być może rozpłatanie gardła kilku napotkanym potworom. Z tą myślą wyszedł z pokoju. Kierował się na sam dół do wyjścia. Nikogo nie spotkał, nikt nie śmiał go zatrzymać. Ciemny korytarz jak i schody nadawały temu miejscu fajnego mrocznego klimatu. Idealnie trafionego w gust Astarotha. Meble i ramy z ciemnego drewna, szary kamień i czerwono-złote dywany... No, czuł się ja w domu. Dosłownie. Chodź na początku myślał, że to miejsce niewiele różni się od zakładu dla młodocianych sprawiających problemy. W końcu on był jednym chodzącym problemem, młodocianym przestępcą i nie wierzył, że znajdzie sobie zajęcie w jakimś posępnym klasztorze. Jakże się mylił! Nie zdawał sobie sprawy, że tak dobrze będzie mu mieczem w dłoni. Teraz nie wyobrażał sobie jak miałby z tego zrezygnować.
Wyszedł na chłodne, rześkie powietrze. Zaciągnął się nim i zbiegł po długich schodach. Poprawił kurtkę gdy przeszedł go dreszcz. Temperatura trochę spadła... Ale i tak zawsze wolał marznąć niż by było mu za gorąco. Ruszył w las, bez swojego wiernego rumaka, który prawdopodobnie poszedł do czorta, a za dużo czasu musiałby spędzić przy poszukiwaniu gniadosza. Także na własnych nogach ruszył w gąszcz. Ręce trzymał wbite w kieszeniach, jednak bardzo blisko jelenich rogów, gładził ostre wypustki przez cienki materiał. Zobaczymy na co się natknę, tym razem. - pomyślał z cwaniackim uśmiechem.
Na pewno nie spodziewał się spotkać tam człowieka. Ba... Dzieciaka. Z początku myślał, że napotkał zjawę. Zdarzało mu się widzieć duchy, nawet je słyszał. Żelazo na duchy. - przypomniały my się słowa matki. W końcu uparcie utrzymywał, że nie ma związku z magami, ale krew to krew i czasem coś widzi, mimo wszystko. Chciał się wycofać. Już nawet dotykał rękojeści, ale gdy zmrużył oczy, zauważył swój błąd. Księżyc padł na twarz przez co wyglądała na nienaturalnie bladą. Nie za długie ryże w tym świetle włosy opadały przy oczach, których błyszczały błękitem. Chłopak przywitał się z szerokim uśmiechem na jego widok. Ash westchnął i pokręcił głową przewracając oczami. Gdy szukasz potwora a dostajesz amatora.
- Taa... Dobry. Poniekąd. Co tu robisz dzieciaku? - zapytał, przyglądając mu się uważnie.
Byli zbyt daleko by był to któryś z kadetów z klasztoru, po drugie nie zapomniałby go gdyby mignął mu wśród zebranych. Czyli był szczeniakiem magów. Jednak dzieciak to wciąż dzieciak, przecież nie zabroni mu żyć bo był tym kim był. Chociaż sam czarnowłosy rozumiał pojęcie życia trochę inaczej niż normalni ludzie.
- Tylko nie próbuj odstawiać mu tu swoich czary- mary, dobrze radzę. - uprzedził. - A wszystko będzie cacy.
To był znak, że wie o nim. Nie miał wątpliwości, że i ten rozpoznał w nim łowcę. Nie trzeba się było czarnowłosemu długo przyglądać, po prostu akurat po nim było to widać. Oparł się swobodnie o drzewo z założonymi rękami. Był środek nocy, a ten sobie siedzi i maca trawę? Oni naprawdę są dziwni.
<Felix?>
Wyszedł na chłodne, rześkie powietrze. Zaciągnął się nim i zbiegł po długich schodach. Poprawił kurtkę gdy przeszedł go dreszcz. Temperatura trochę spadła... Ale i tak zawsze wolał marznąć niż by było mu za gorąco. Ruszył w las, bez swojego wiernego rumaka, który prawdopodobnie poszedł do czorta, a za dużo czasu musiałby spędzić przy poszukiwaniu gniadosza. Także na własnych nogach ruszył w gąszcz. Ręce trzymał wbite w kieszeniach, jednak bardzo blisko jelenich rogów, gładził ostre wypustki przez cienki materiał. Zobaczymy na co się natknę, tym razem. - pomyślał z cwaniackim uśmiechem.
Na pewno nie spodziewał się spotkać tam człowieka. Ba... Dzieciaka. Z początku myślał, że napotkał zjawę. Zdarzało mu się widzieć duchy, nawet je słyszał. Żelazo na duchy. - przypomniały my się słowa matki. W końcu uparcie utrzymywał, że nie ma związku z magami, ale krew to krew i czasem coś widzi, mimo wszystko. Chciał się wycofać. Już nawet dotykał rękojeści, ale gdy zmrużył oczy, zauważył swój błąd. Księżyc padł na twarz przez co wyglądała na nienaturalnie bladą. Nie za długie ryże w tym świetle włosy opadały przy oczach, których błyszczały błękitem. Chłopak przywitał się z szerokim uśmiechem na jego widok. Ash westchnął i pokręcił głową przewracając oczami. Gdy szukasz potwora a dostajesz amatora.
- Taa... Dobry. Poniekąd. Co tu robisz dzieciaku? - zapytał, przyglądając mu się uważnie.
Byli zbyt daleko by był to któryś z kadetów z klasztoru, po drugie nie zapomniałby go gdyby mignął mu wśród zebranych. Czyli był szczeniakiem magów. Jednak dzieciak to wciąż dzieciak, przecież nie zabroni mu żyć bo był tym kim był. Chociaż sam czarnowłosy rozumiał pojęcie życia trochę inaczej niż normalni ludzie.
- Tylko nie próbuj odstawiać mu tu swoich czary- mary, dobrze radzę. - uprzedził. - A wszystko będzie cacy.
To był znak, że wie o nim. Nie miał wątpliwości, że i ten rozpoznał w nim łowcę. Nie trzeba się było czarnowłosemu długo przyglądać, po prostu akurat po nim było to widać. Oparł się swobodnie o drzewo z założonymi rękami. Był środek nocy, a ten sobie siedzi i maca trawę? Oni naprawdę są dziwni.
<Felix?>
20.08.2017
Od Katany Do Astaroth
Dzień był bardzo
pogodny - na niebie nie było ani jednej chmurki. Postanowiłam po ciężkim
treningu rozprostować kości i się
przespacerować oraz między czasie spatrolować pobliskie tereny. Odświeżona po
treningu wybiegłam na dwór. Słońce grzało jak szalone. Ptaki ganiały się gdzieś
w koronach drzew, a ja pędziłam przed siebie, schodząc ze zbocza góry. Po
godzinie biegu lekko się zadyszałam i
zwolniłam. Na szczęście na horyzoncie znalazłam miejsce, które obrałam sobie na
cel - nieduża kępka drzew, którą od biedy można było wziąć za zagajnik. Zeszłam
z gór i zaczęłam iść przez płaski teren. Sucha trawa chrzęściła mi pod nogami.
Kiedy byłam na miejscu, zobaczyłam parę metrów od siebie pękną, dziką, młodą, klacz parzącą się w zagajniku.
Klacz była calutka biała
jak śnieg z jasnymi plamami na grzbiecie, a jej ogon, grzywa były lekko falowane i sięgały aż do ziemi.Głowę
miała dużą i nisko osadzoną. Oczy błękitne jak ocean. A jej uszy były cały czas sterczące i reagujące na każdy
cichy i głośny dźwięk, wiec nawet gdy
naprawdę cichutko do niej podeszłam żeby bliżej jej się przyjrzeć, klacz to
usłyszała i od razu podniosła swój łeb, w moją stronę, jednak nie uciekła ponieważ wtedy nie zrobiłam żadnego
gwałtownego ruchu, gdy na mnie patrzyła. I dzięki temu klacz z ciekawością na
mnie patrzyła i do mnie powolutku podchodziła, a jak była naprzeciwko mnie i miałam ją pogłaskać, za mną z prawej strony z
krzaków wyskoczył mój jeden z śnieżnych
lampartów, to przestraszyło klacz, wiec od razu wtedy uciekła, ja wtedy patrząc
na oddalającą się klacz, westchnęłam i zerknęłam za siebie na mojego śnieżnego lamparta,
który leżał na kimś, kogo upolował i
chciał wyszarpać na amant, wtedy zrozumiałam dlaczego mój kociak tak postąpi i
się nagle zjawił, po prostu chciał mnie obronić, przed osobą, która była za mną
i posiadała broń jednak po spojrzeniu na upolowaną zdobycz mego śnieżnego
lamparta, pstryknęłam palcem informując i dając polecenie mojemu kociakowi żeby upolowaną zdobycz
puścił, ponieważ uznała że owa osoba nie zagrażała mojemu życiu, nawet jak owa
osobą był mężczyzną, których tak strasznie nienawidzę, jednak nie był naszym
wrogiem na których się mścimy od początku, wiec dlatego tak zdecydowałam.Oczywiście od razu po mym sygnale kociak
zszedł z ofiary podchodząc do mnie i się łasząc , ja wtedy pogłaskałam kociaka
który usiadł koło mnie i uważnie spojrzałam na mężczyznę który wstawał z ziemi i
którego maja Lejdy złapała.
(Astaroth ?)
19.08.2017
Katana Kahn
''Siła człowieka nie polega na tym, że nigdy nie upada, ale na tym, że potrafi się podnosić.''
Właściciel: KICIA100
Przedstawia się bardzo często, skracając swoje imię do "Kat", lecz ludzie przezywają ją Princess, przez jej wygląd lub pochodzenie.
20 lat
Mistrz: Aaron
Główna broń: Przeklęte Stalowe Wachlarze z runami naturalnie.
Dodatkowo posługuje się ostrzami do rzucania i Bo
Charakter: Katana jest typem skrytego, małomównego, tajemniczego człowieka, który nie lubi poruszać żadnych tematów, a szczególności tematów o sobie lub swojej przeszłości, przez to trudno z nią złapać jakiś kontakt słowny, jednak ogólnie jest naturalną, spokojną, miłą, szczerą, zabawną , troskliwą, opiekuńczą, kobietą. Oczywiście jak każda kobieta potrafi pokazać pazurki, wiec uważajcie na nią. Atrybutem Katany jest wielka nieufność do innych dzięki temu trudno ją oszukać i mściwość do osób których skrajnie nienawidzi, ponieważ to daje jej siłę do zemsty, oraz szybkie myślenie i trafność podejmowania decyzji przez to rzadko wpada w kłopoty !Kat rzadko kiedy się uśmiecha, a co dopiero mówić o śmianiu się. Wielu uznaje ją za ponuraka , przez co jej kontakty z ludźmi są bardzo ograniczone. Nie cierpi, kiedy ktoś kogo lubi, chodzi smutny. Nie jest najlepsza w pocieszaniu, ale to idealny materiał na słuchacza.
Aparycja: Katana posiada intensywnie niebieskie oczy, przez którą przechodzi złota obręcz, dookoła jej źrenicy i przyozdabiają je grube wachlarze rzęs, a usta są kolorze brzoskwiniowym . Ma mały nos oraz zadbane grube i lekko pofalowane, w kolorze czarnym sięgające jej do pasa włosy, które zazwyczaj są spięte . Jest szczupła. Mierzy z około 167 centymetrów. Może i dziewczyna wygląda na jakąś porcelanową lalkę zwłaszcza, że jej cera jest jasna, ale tak nie jest. Co to to nie! Jej sylwetka może i nie wygląda, ale jest wysportowana i w dodatku wygimnastykowana. Walory kobiecości ma pokaźne. Niejedna dziewczyna może pozazdrościć jej "krągłości".
Rodzina: Żyjąca? To tylko młodsza siostra.
Partnerka: Ona Podziękuje
Historia: Urodziła się i wychowała się w królewskiej i dobrej rodzinie, w której szczęśliwie sobie żyła. Po prostu wszystko było pięknie i cacy, lecz do czasu. Przybyła młodość a w raz z nią miłość. I tu popełniła wielki błąd! Zakochała się w mężczyźnie, który zepsuj jej cudowne życie, zamieniając ją w podporządkowane zwierzątko, które spełniało wszystkie jego obrzydliwe zachcianki takie jak prostytuowanie się na pieniądze ! Tak dobrze słyszycie! Kat prostytuowała się na pieniądze! Była jeszcze młoda i oślepiona miłością do mężczyzny, który wykorzystywał ją jak mógł i udawał odwzajemnioną miłość! Przez to wszystko jej rodzina odwróciła się od niej oddalając się, oprócz jej młodszej siostry, która nigdy się od niej nie odwróciła tylko próbowała jej pomóc wieloma sposobami żeby otworzyć jej oczy, żeby uświadomić jej jaka jest prawda i uwolnić ją od tego! Gdy młodsza siostra miała naroście bite dowody zdrady i fałszerstwa mężczyzny, to dopiero pokazując to Katanie obudziła ją z fałszywej miłość, jednak tym w gule Kat nie pomogła tylko gorzej, ponieważ po tych informacjach pokucia się z mężczyzną, który ją pobił, przez to emocjonalnie nie wytrzymało popadła w depresje. Skończyło się samookaleczeniem, które w ostatniej chwili jej rodzice, po błaganiu młodszej siostry powstrzymali, zabierając ją od brutala do domu w którym się wychowała pomagając jej tam dojść do siebie. Nastał wtedy spokój! Wszystko ucichło! Wróciło do początku! Do normy, która powoli leczyła Kat, która powoli wracała do siebie po przykrych zdarzeniach, jednak spokój nigdy nie trwa wiecznie tak jak wtedy ! Niedługo po tych jak się wyleczyła z depresji wróciła stara miłość młodej Katany z jakże pięknymi zamiarami w stosunku do młodej dziewczyny .A plan wyglądał tak by zmusić dziewczynę do oddania swej ręki żeby Po ślubie przejąć jej majątek. Kat po wielkiej wojnie z własnymi uczuciami nie zgodziła się. To zdenerwowało byłego że zaczął je grozić , a jak to nie pomogło użył mocniejszych środków, takich jak czarna magia, ponieważ mężczyzna okazał się być czarnoksiężnikiem, który swoją mocą zabił rodziców Katany oraz opętał młodszą siostrę. Po prostu odebrał jej praktycznie wszystko co kocha, oprócz jej własnego życia, ponieważ udało jej się od niego uciec w ostatniej chwili, gdzieś strasznie daleko żeby ją nie odnalazł ! Jednak co z tego! ? Jak ma teraz żyć !?Jest całkiem sama i nie ma nic. Po prostu stała się sierotą ! Musiała kraść żeby przetrwać oraz pracować na czarno! Plus tego wszystkiego? Ktoś ją uratował z tego wszystkiego !Pokonują ją w bójce o ukradziony towar z sklepu, który o dał oraz proponując Katanie nowe życie w Klasztorze, jako jej uczeń . Nieporządku dziewczyna się wąchała, jednak przyjęła propozycję . Od tego dnia Kat dorastała u boku swego mistrza stawiając się powolnymi kroczkami zwiną i cichą łowczynią, którą jest teraz !
Głos:
~ Odkąd zamieszkała w klasztorze i odnalazła w pobliży klasztoru trzy małe śnieżne panter z którymi praktycznie się zaopiekowała i wychowała zaczęła ich traktować do dziś jak dzikie rodzeństwo, które zawsze może na sobie polegać w dobre i złe dni.
~ Uwielbia fascynować się owadami, przez to hoduje, przy sobie jadowite, królewskie skarabeusze, które nazywa imionami swych pokonanych ofiar.
~ Nienawidź mężczyzn, traktuje ich ozięble i chamsko, jak niepotrzebne brzydkie robactwo, przez uraz z przeszłość, który może kiedyś zniknie ….
~ Dzięki treningom mistrza Aaron'a, nasza Katana ma bardzo wyostrzone zmysły i artystyczny talent gimnastyczny oraz taneczny.
~ Gdy rozpuść swoje włosy jej wygląd błyskawicznie się zmienia nie do poznania
Od Andreas'a C.D. Noctis'a
Brunet biegł ile miał sił w nogach, a ja musiałem biec za nim. Nie wiem, jak długo miał zamiar biegnąć, ale ja już miałem dość. Postanowiłem wziąć go z zaskoczenia, dlatego przyśpieszyłem i skoczyłem na niego.
Wtuliłem się w plecy Noctis'a, kiedy ten pod wpływem grawitacji runął na ziemię. Znów leżałem na jego biednym kręgosłupie. Westchnąłem ciężko, trwając chwilę w tej pozycji. Ten zaś stęknął znowuż z bólu.
- Idiota, dobrze ci tak - burknąłem pod nosem. Szturchnąłem chłopaka w policzek za karę.
Wyższy oglądnął się, czy przypadkiem za nami nikt nie leciał w pogoni, nie zauważywszy nikogo przeniósł na mnie wzrok.
- Możesz już ze mnie zejść, nie ucieknę ci - mruknął.
Zgromiłem go tylko wzrokiem, prychając.
- Za to, że musiałem za tobą biec? Jeszcze czego, teraz odpoczywam - nadąłem policzek.
Noc westchnął tylko i nie ruszał się, dając mi chwilkę odpocząć. Po kilku minutach wolno podniosłem się z niego, a on z ziemi, przeciągając się.
- Kiedyś mi złamiesz kręgosłup - zaśmiał się, słysząc trzask plecach.
Wywróciłem oczami łapiąc bruneta za rękaw, skoro i tak zdołaliśmy zjeść gulasz, to co tu po nas? Ciągnąłem go w kierunku lasu, który był przed nami. Chłopak był rozbawiony, ale podążał za mną, puściłem materiał jego płaszczu, gdy minęliśmy pierwsze drzewa.
Wtuliłem się w plecy Noctis'a, kiedy ten pod wpływem grawitacji runął na ziemię. Znów leżałem na jego biednym kręgosłupie. Westchnąłem ciężko, trwając chwilę w tej pozycji. Ten zaś stęknął znowuż z bólu.
- Idiota, dobrze ci tak - burknąłem pod nosem. Szturchnąłem chłopaka w policzek za karę.
Wyższy oglądnął się, czy przypadkiem za nami nikt nie leciał w pogoni, nie zauważywszy nikogo przeniósł na mnie wzrok.
- Możesz już ze mnie zejść, nie ucieknę ci - mruknął.
Zgromiłem go tylko wzrokiem, prychając.
- Za to, że musiałem za tobą biec? Jeszcze czego, teraz odpoczywam - nadąłem policzek.
Noc westchnął tylko i nie ruszał się, dając mi chwilkę odpocząć. Po kilku minutach wolno podniosłem się z niego, a on z ziemi, przeciągając się.
- Kiedyś mi złamiesz kręgosłup - zaśmiał się, słysząc trzask plecach.
Wywróciłem oczami łapiąc bruneta za rękaw, skoro i tak zdołaliśmy zjeść gulasz, to co tu po nas? Ciągnąłem go w kierunku lasu, który był przed nami. Chłopak był rozbawiony, ale podążał za mną, puściłem materiał jego płaszczu, gdy minęliśmy pierwsze drzewa.
12.08.2017
28.07.2017
Od Felixa do Astarotha
Sprawdziłem zegarek, było parę minut po północy, ale ja po prostu nie mogłem już wysiedzieć w tym cholernym domu. Zdecydowanie nie nadawałem się do siedzenia w zamknięciu, a co najgorsze byłem w Domu jedynym Zielarzem. Nikt mnie nie rozumiał i zawsze kiedy mówiłem o wyjściu z domu wszyscy odsyłali mnie mówiąc, że tam jest dla mnie zbyt niebezpiecznie. Chodziłem już prawię po ścianach, dlatego postanowiłem wyjść z pokoju. Ruszyłem na dół i zauważyłem, że w kuchni pali się światło, więc wszedłem do niej niepewnie.
- Noc? Co ty robisz tu o tej godzinie? - zapytałem sztucznie zaspanym głosem.
Brunet zerknął na mnie przez ramię i wzruszył ramionami.
- Robię kanapki, nie widać? - odparł również pytaniem.
Nadąłem policzki, zdecydowanie nie zadowalała mnie ta odpowiedź. Ani ociupinkę. Chciałem z niego wyciągnąć dużo więcej.
- Ale po co? - zapytałem dziecinnie.
Podszedłem wolno i zerknąłem mu przez ramię wychylając się mocno w bok.
- Bo wychodzę i prawdopodobnie zgłodnieję - wyjaśnił ignorując mnie.
Niezbyt mi się to spodobało, ale nie miałem zamiaru być dla niego wrednym, bo wiedziałem, że wtedy nic mi nie powie.
- Gdzie wychodzisz? - znowu rzuciłem w niego pytaniem, niczym nadpobudliwy trzylatek.
- Na spacerek. Umówiłem się - odparł zbierając kanapki do plecaka.
Nagle w mojej głowie zaświeciła się jakby lampka, no tak! To była jedyna osoba, która na pewno by mnie tam zabrała. Nie mogłem przegapić takiej szansy. Zobaczył jednak ekscytację malującą się na mojej twarzy i pokręcił głową przecząco.
- Nie ma takiej opcji - odpowiedział na jeszcze nie zadane pytanie.
Znów naburmuszyłem się obrażony. Mnie nie zabierze? Nie ma takiej opcji. Wiedziałem, że mam na niego parę haków, ale wolałem zacząć od czegoś przyjemniejszego.
- Proszę... zabierz mnie, pomogę Ci z tymi roślinkami pod łóżkiem - zadeklarowałem, bo byłem powiem, że sam nie da rady.
Popatrzył na mnie chwilę, po czym uśmiechnął się przebiegle. Także uśmiechnąłem się, ale w nieco bardziej przyjazny sposób.
- Dobrze, ale tylko na chwilę i nie odchodź daleko od portalu, jasne? - zapytał, chyba miał jakiś plan, ale mnie to nie obchodziło.
Liczyło się tylko to, że wyrwę się z tego wariatkowa.
- Absolutnie! - odparłem z szerokim uśmiechem.
Pół godziny później byliśmy już w lesie na dość sporej polanie.
- Pamiętaj, jeśli ktoś zobaczy twoje tatuaże jesteś martwy, jeśli ktoś zobaczy twoje moce jesteś martwy, najlepiej w ogóle z nikim nie rozmawiaj, ani nikomu się nie pokazuj - poinstruował mnie brunet.
Pokiwałem twierdząco głową z szerokim uśmiechem. Usiadłem na ziemi po turecku i przesunąłem pacami po ziemi zadowolony. Po chwili mój opiekun oddalił się na umówione spotkanie, a ja zostałem sam. Nie miałem zamiaru się jednak nigdzie iść, a po prostu siedzieć tak i napawać się otoczeniem. To mi w stu procentach wystarczyło. Nie mogłem jednak w spokoju siedzieć tak nawet kilkudziesięciu minut, bo z rozmyślań wyrwał mnie szelest zarośli. Podniosłem wzrok, a moim oczom ukazał się wysoki brunet, który właśnie wchodził na polanę. Zmierzyłem go wzrokiem, byłem pewny, że jest łowcą. No cóż... łowca czy nie, nie ważne. Uśmiechnąłem się do niego uprzejmie. Zatrzymał się w pierwszej chwili nie wiedząc co zrobić, pewnie przypominałem halucynacje. Wolno podniosłem się z ziemi i otrzepałem spodnie.
- Dzień Dobry - przywitałem się pokazując szereg białych zębów.
< Ash?>
Felix Antony Evans
Właściciel: karolina230301 |
Zielarz
17 lat
Charakter: Fel przy pierwszym spotkaniu daje wrażenie małej, skaczącej
pchełki i to określenie najlepiej go opisuje. Jest bardzo żywiołowy i
energiczny, cały czas wszędzie go pełno. Na jego ustach często gości wesoły
uśmiech, który znika tylko, kiedy odczuwa emocje negatywne, takie jak strach
czy smutek. Nie lubi być ignorowany i potrafi zrobić bardzo dużo by ktoś
zwrócił na niego uwagę, jeśli tylko zechce. Pod tym względem jest jednak trochę
hipokrytą, bo jemu samemu niejednokrotnie zdarza się ignorować osoby, które go
nie zaciekawią. Jest trochę jak zwierzątko – jeśli już do Ciebie podejdzie to
się nie odczepi, no ale najpierw musi chcieć podejść. Łatwo go zdenerwować lub
zirytować, a wtedy obraża się jak małe dziecko, oczywiście tylko na chwilę.
Często widać, że pozuje na śmieszne, głupiutkie dziecko, jednak jest
inteligentny. Zachowuje się jak słodkie, małe niewiniątko, które o niczym nie
ma pojęcia by osiągnąć swój cel. Felix psychicznie jest dość kruchy, kiedy
sytuacja go przerośnie, zwyczajnie nie wie jak zareagować, po prostu zamyka się
w swoim kokonie i odcina od otoczenia.
Jest bardzo wierny przyjaciołom. Rzadko pokazuje coś więcej niż swoją prze kolorowaną wersję.
Aparycja: Felix to drobny, niski chłopak (164 cm), którego mięśnie są
tylko lekko zarysowane. Jego cera jest dość blada, więc każdy siniak czy inne
przebarwienie jest idealnie na niej widoczne. Na rękach zaczynając od
zewnętrznej części dłoni i kończąc na barku, a także od górnej części stopy, w
górę po udzie i w kierunku kręgosłupa, a potem wzdłuż niego złączając się z
tymi z rąk ma tatuaże przypominające winorośl, które zazwyczaj skrzętnie chowa
pod bandażami. Pną się one dookoła niczym prawdziwe rośliny. Posiada włosy w
naturalnie czerwonym kolorze, który czasem podchodzi pod rudy, ale generalnie
mówi się o tej barwie „czerwień”. Ma młodą twarz o delikatnych, nieco
dziecięcych rysach, co podkreśla także zadarty nosek. Jego oczy są intensywnie
niebieskie i bardzo łatwo w nich utonąć. Ubiera się prosto, biała koszula,
czarne spodnie, czasem peleryna, czyli
jak większość magów mieszkających w Domu.
Opis Mocy Głównej: Tzw. Zielarzem. Tak nazywany jest ten typ magii,
pochodzi on od mocnego zżycia się tych magów z roślinnością. Mogą ją
kontrolować, przyspieszać jej wzrost, ale także przekazać jej życie lub zdrowie
komuś innemu. Jeśli Zielarz jest chory las wokoło także jest chory. Wszystkie
rośliny nagle z dnia na dzień usychają i nie da się ich już uratować. Magowie
ci są nieco niczym pani wiosna, jeśli chcą, przejdą boso, a za nimi pojawia się
łąka. Duże znaczenie mają dla nich kwiaty zwane Smoczymi Liliami, albo bardziej
potocznie Łzami Bestii. Bardzo ciężko znaleźć spokojnie żyjącego Zielarza bez
tegoż kwiatka w doniczce lub ogródku. Kiedy las cierpi lub jest zatruwany
Zielarz zaczyna kaszleć jak typowy rzucający palenie, nie może on żyć w takim
miejscu, ponieważ czepie on z niego siłę. Jest to pewien rodzaj symbiozy między
nim, a otoczeniem. Co dziwne, kiedy żyje w mieście nie ma już z zatruciem
powietrza problemu. Każdy Zielarz posiada charakterystyczne tatuaże wyglądające
jak winorośl, które idą przez cały kręgosłup, a potem ręce i nogi, oplatając
je.
Moce Słabsze: Hipnoza, Telepatia, Telekineza
Historia: Urodził się w zupełnie innej części kraju, gdzie jest o wiele cieplej. Mieszkał z rodzicami w wiosce, którą zazwyczaj omijały wszystkie nieprzyjemności. Magowie współpracowali w niej z ludźmi, docierało do niej bardzo mało propagandy, dlatego kiedy ujawniła się jego moc mógł kontynuować tradycję Zielarzy, jego ojciec nauczył go wszystkiego, co jego zdaniem powinien umieć. Kiedy skończył dwanaście lat do jego wioski wpadło kilku Łowców, uratował się jako jeden z nielicznych i trafił do tamtejszego Domu. Przebywał tam rok, ale później odkryto tam magów. Przeniesiono go razem z kilkoma innymi osobami do tego domu i póki co żyje mu się tu dość dobrze, jednak przez te przeżycia jest nie najlepiej nastawiony do Łowców.
Zainteresowania: Najbardziej chyba interesują go relacje międzyludzkie, inny ludzie, ich zachowanie. Kiedy ma zostać sam w zasadzie nie ma czym się zająć. Lubi zarówno wodę, jak i spacery po lesie, jednak często musi z nich rezygnować przez stan wojenny.
Ciekawostki:
- Lubi słodycze, da się go wręcz nimi kupić
- Bardzo dobrze dogaduje się ze zwierzętami
- Średnio, a nawet słabo czyta i czasem zdarzają mu się wpadki językowe
- Hoduje w pokoju Smoczą Lilię
- Nie lubi zapachu dymu i alkoholu
- Nie przepada za ogniem
- Nie przepada za ogniem
27.07.2017
Astaroth Benedict Heathens
"Dobro wygrywa tylko wtedy, kiedy ma szczęście, by służyły mu takie skurwysyny jak ja."
Właściciel: asiasss
Przedstawia się jako Ash | Benny | Szajbus | Tańczący na Zgliszczach
23 lata
Mistrz: Satrian
Główna broń: Tak zwane "Jelenie rogi" z runami naturalnie
Dodatkowo posługuje się ostrzami do rzucania.
Charakter: Podobno najważniejsze jest pierwsze wrażenie, a jakie robi ten chłopak? Jak najgorsze. Ash to Bestia bez swojej Pięknej. Taki słodki, że aż wcale. Gdy ludzie o nim mówią określają go mianem popieprzonego aroganckiego dupka. Bezwzględnego, irytującego swoją osobowością gnojka, którego ciężko zdominować, bądź wprawić w niepewność. To chłopak o silnej psychice, ciężko się z nim przebywa. Drań bez serca, typ kobieciarza, na swój sposób całkiem czarującego. Bardzo bezpośredni (czasem aż nazbyt), który mówi co ma na myśli i często to wredne i chamskie słowa. Każdy kto go poznał bliżej uważa, że to typ sadysty, a żeby z nim wytrzymać, to trzeba być chyba masochistą. Sam głównie gada, rzadziej wybiera rozwiązania siłowe. Jest "trochę" nieprzewidywalny i niebezpieczny. Stąd "Tańczący na Zgliszczach". Ma samobójcze pomysły. Staje się irracjonalny gdy czegoś chroni. A poświęca się tak dla rodziny. Nie chcę stracić już nikogo. Działa impulsywnie, chociaż zawsze udaje mu się jakoś wybrnąć. Uwielbia dreszczyk adrenaliny, w kłopoty pakuje się częściej niż można by było przypuszczać. Zadziera z tymi co nie trzeba i wraca poobijany lub poszarpany. Może być to spowodowane, robieniem sobie z innych wrogów. Jest jednak dobrą osobą. Zaskakujące prawda? Inteligentny, bystry, o złotym sercu, otoczonym murem realista. Dzięki temu ze wszystkich sytuacji wychodzi obronną ręką. Jest zamknięty w sobie, mimo pozorów jakie stwarza. Gra wyluzowanego, złego chłopca. Ma poczucie humoru i jest sarkastyczny. Czasem mu odwala, jest zabawny na swój sposób. Jest również ze sobą całkowicie szczery. Wie co sobą reprezentuje, ile potrafi. Nigdy nikogo nie lekceważy, chodź można odnieść czasami mylne wrażenie. Nigdy nie robi z siebie bohatera, ani nie uważa że jest super. Mimo że zachowuje się jak człowiek z wysoką samooceną, wcale tak nie jest. Potrafi się zachować jak trzeba i jest bardzo wymagający względem siebie i innych. Jest coś jeszcze... Ash zazwyczaj bierze winę na siebie. Nie przejmuje się swoją reputacją, która jest dość marna. Gardzi tchórzami sam idzie na pierwszy ogień. Szalenie uparty i wytrwały. Hardy. Będzie szedł do celu jaki sobie postawi. Chłopak z problemami, sekretami i winą. Jednak jego powłoka jest tak szczelna, że nie zobaczysz nawet cienia prawdy, póki sam ci jej nie powie.
Aparycja: Ma w sobie coś co przyciąga wzrok. Może po prostu ma w sobie coś charakterystycznego? 186 cm niepohamowanego wojownika. Kruczoczarne włosy okalają całkiem przystojną twarz młodego łowcy. Ciemne oczy w barwie nieba nocą, głębokiego granatu niczym dwa drogie klejnoty posyłają pewne siebie spojrzenie. Na twarzy zawsze ma uśmieszek, chyba że sprawa wymaga większego skupienia. Należy do osób których oryginalny uśmiech zupełnie zmienia wyraz twarzy. Jakby zza chmur wyszło słońce. Jednak ten nie pokazuje się praktycznie nigdy. Gdy spojrzymy niżej zobaczymy szczupłą i atletyczną budowę chłopaka. Prawda jest taka, że bardzo często oddaję się treningom. Lubi czuć ciężar ostrza w ręce. Na lewym boku oraz lewej ręce ma ledwo już widoczne blizny. Jego ubranie jest różne, ale dopasowane. Trudno go dogonić, przez długie nogi. Nosi zazwyczaj dopasowane ubrania, nie krepujące ruchów oraz wysokie buty na wiele klamerek. Lubi również chodzić bez koszulki, szczególnie gdy ćwiczy albo od tak po prostu.
Rodzina: Żyjąca? Brat i siostra. Młodsi. Również łowcy.
Partnerka: Tyko na jedną noc. Nie bawi się w trwałe związki.
Historia: Ash nigdy nie był dzieckiem szczęścia. Zawsze gdy coś zyskiwał, szybko to tracił i to chyba w najgorszy możliwy sposób. Wszyscy umierali. Rodzice, przyszła narzeczona, przyjaciele i towarzysze, wszyscy padali jak muchy, a Ash powoli pogrążał się w mroku. Jak to możliwe? Zaczął zdawać sobie z czegoś sprawę. Poczuł się winny. Marny syn, beznadziejny narzeczony, towarzysze ginący przez jego pomysły. Sam został zmuszony do zabicia najlepszego przyjaciela. Uwierzył w to, że wszyscy którzy się do niego zbliżają po jakimś czasie zostaną zabici albo popełnią samobójstwo, więc dał sobie spokój. Stworzył siebie takiego jak jest teraz, by ochronić i siebie i innych. Żył sobie a to ucieczka, a to kradzież, drobne przestępstwa, bójki, aż kogoś zabił. Nie chciał tego. Został oszukany, ale kogo to obchodzi? Dostał się do innej rodziny, cioci i wujka. Ale Ash gryzł ludzi na których polegał, jak wściekły pies. Nikt nie potrafił sobie z nim poradzić. Po zaledwie pięciu dniach podjęto decyzję, że nie dadzą mu więcej czasu i czas by wysłać całą trójkę do klasztoru. Miejsce dla łowców. A jego ojciec był przecież łowcą. Tak właśnie przywędrował by się szkolić. Można się domyślić, że i tam na początku nie był posłuszny i żadne prośby ani groźby nie potrafiły do niego dotrzeć. Póki nie przemówiło rozwiązanie siłowe. Jak dostał wycisk od Satriana, dostrzegł swoje słabości jak i błędy. Z czasem nabrał szacunku do nauczyciela, słuchał jego rad, zamiast się burzyć, chociaż przez jakiś czas musiał mieć indywidualne nauczanie, sprawiał zagrożenie dla siebie i innych. Teraz jest łowcą i bardzo się cieszy z tego powodu.
Informacje dodatkowe:
Głos (Three Days Grace - Animal I have become) || Ma sokoła - Szeolita - oraz gniadego ogiera - Piołuna || Jego pupile reagują na gesty i słowa właściciela || Lubi dobre alkohole || Nie przepada za kotami. To okrutne, nielojalne zwierzęta, wyczulone na fałsz. || Wariuje w pomieszczeniach gdzie nie ma okien. Przerażają go takie miejsca, zaczyna się dusić. || Boi się trochę głębokości. Patrzenia w bezdenne urwiska lub ciemne głębokie studnie. || Ciekawią go stare wierzenia, okultyzm, demonologia, magia || Nie cierpi marionetek, w każdym tego słowa znaczeniu u lalek. Jak mu taką dasz, najpierw ci tą lalką nawsadza w łeb, a później odrzuci z obrzydzeniem. || lubi wysokie miejsca z których może obserwować, wybiera się tam nawet w burze || nie lubi grzybów || Ma tylko wąską grupę przyjaciół, którzy go wspierają i są skorzy za niego walczyć || Często skraca imiona i nadaje przezwiska || Do kobiet często zwraca się: skarbie, kwiatuszku, złotko, kochaniutka i tym podobne wyrażenia || Lubi wiśnie, w każdej postaci.|| Leworęczny, ale bronią uczy się posługiwać na obie dłonie. ||
Informacje dodatkowe:
Głos (Three Days Grace - Animal I have become) || Ma sokoła - Szeolita - oraz gniadego ogiera - Piołuna || Jego pupile reagują na gesty i słowa właściciela || Lubi dobre alkohole || Nie przepada za kotami. To okrutne, nielojalne zwierzęta, wyczulone na fałsz. || Wariuje w pomieszczeniach gdzie nie ma okien. Przerażają go takie miejsca, zaczyna się dusić. || Boi się trochę głębokości. Patrzenia w bezdenne urwiska lub ciemne głębokie studnie. || Ciekawią go stare wierzenia, okultyzm, demonologia, magia || Nie cierpi marionetek, w każdym tego słowa znaczeniu u lalek. Jak mu taką dasz, najpierw ci tą lalką nawsadza w łeb, a później odrzuci z obrzydzeniem. || lubi wysokie miejsca z których może obserwować, wybiera się tam nawet w burze || nie lubi grzybów || Ma tylko wąską grupę przyjaciół, którzy go wspierają i są skorzy za niego walczyć || Często skraca imiona i nadaje przezwiska || Do kobiet często zwraca się: skarbie, kwiatuszku, złotko, kochaniutka i tym podobne wyrażenia || Lubi wiśnie, w każdej postaci.|| Leworęczny, ale bronią uczy się posługiwać na obie dłonie. ||
"I think there's a flaw in my code
These voices won't leave me alone
Well my heart is gold and my hands are cold."
These voices won't leave me alone
Well my heart is gold and my hands are cold."
Subskrybuj:
Posty (Atom)